Wychodząc z
pokoju pozostawił uchylone drzwi. Zrobił to tylko po to by móc się
bezszelestnie wślizgnąć do pokoju, gdy wszyscy domownicy już zasną. Teraz
jednak pozostałam całkiem sama w tym wielkim, ciemnym pokoju, owinięta w
kraciastą kołdrę. Dostrzegałam zarys rozwartych drzwi dzięki światłu księżyca.
To zjawisko pobudzało mą wyobraźnię, gdyż uwagę skupiałam na mroku korytarza.
Kroki
ucichły, był już na dole, zapewne leżąc w łóżku i powoli odpływając w płytki,
przypominający drzemkę sen. Teraz w całym domu panowała cisza. Powoli dawałam
sobie pozwolenie na odpłynięcie w ramiona Morfeusza, gdy nagle, w momencie
drzwi sypialni zamknęły się. A po chwili dało się słyszeć ciche stąpnięcia tuż
obok nich. Brzmiało to jakby kot, lub inne małe stworzenie, przebiegło w stronę
kanapy. Jednak byłam w pokoju całkiem sama. Moje serce zaczęło walić niczym
młot, a oddech stał się niespokojny. Mogłam sięgnąć po telefon i oświetlić
pomieszczenie jasnym światłem wyświetlacza, ale nie byłam w stanie. Strach
przed tym, co mógł kryć półmrok był zbyt wielki.