Codziennie wraca do domu autobusem, jeździ nim też cała masa innych ludzi i nigdy nikt nie zwracał na nią większej uwagi.
Tamtego dnia wszystko było jakieś inne. Kiedy wsiadła do autobusu z wielką teczką przewieszoną przez ramię i rogalem w zębach inni pasażerowie wydali jej się dziwnie cisi. Usiadła, raczej nie przejmując się tym, w jednym z ostatnich siedzeń. Nikt nie usiadł obok niej Cudownie! pomyślała, na prawdę była zadowolona z tego faktu. Nim zabrała się za dokończenie swojego "obiadu" założyła na uszy słuchawki i mimochodem przestała zwracać uwagę na wszystko wokół. Kiedy już zjadła oparła leniwie głowę o szybę i przymknęła oczy.
Na zewnątrz już się ściemniło, wszystko robiło się takie ponure, nic dziwnego, że zachciało jej się spać. Wsłuchała się w tekst ulubionej piosenki i faktycznie prawie zasnęła. Kiedy otworzyła oczy, nieco zaspane i roztargnione, wszystkie twarze nieznajomych ludzi w autobusie zwrócone były w jej stronę. Nie bardzo wiedziała o co chodzi, dlatego też starała się nie zwracać na to uwagi, ale nie dało się. Świdrujące oczy były wręcz nachalne. Przez chwilę przyglądała się tym wszystkim ludziom, byli podejrzanie bladzi, a ich oczy napawały strachem. Poczuła nieprzyjemny zapach, skrzywiła się mimowolnie. Ludzie odwrócili się w normalnym kierunku i zajęli się sobą. O co im mogło chodzić i co to za smród do cholery? myślała.
Przestała się zastanawiać i z utęsknieniem czekała na swój przystanek. Ale kiedy autobus powinien się zatrzymać na jej upragnionym przystanku, nie zrobił tego, pojechał dalej. Wkurzona tym faktem wstała i poszła przez autobus w stronę kierowcy, chciała prosić by ten ją wypuścił, gdyż ominął jej przystanek. Kiedy była zaledwie parę kroków od fotela kierowcy, w tyle pojazdu coś gruchnęło o podłogę z dziwnym plaskiem.
Odwróciła się, zobaczyła jak jeden z pasażerów schyla się i podnosi z podłogi swoją ubabraną jakimś śluzem rękę, uśmiechnął się nerwowo i szybko usiadł prosto chowając rękę. Wtedy przyspieszyła kroku i podbiegła do kierowcy. Wtedy pasażerowie wodzili za nią wzrokiem, ale nie chciała o tym wiedzieć, wmawiała sobie że tak nie jest... Wtedy ktoś dotknął ją ręką, prawie wrzasnęła ze strachu, dotykało ją kilka dłoni. Nie myśl, nie myśl... Powtarzała w kółko w myślach.
-Proszę pana, proszę mnie wypuścić, nie zatrzymał się pan na moim przystanku.- ale kierowca ani drgnął.
Po chwili odwrócił głowę w jej stronę, jego szyja wydała przy tym dziwne skrzypnięcie i plask, z jego ust wydobył się tylko niezrozumiały bulgot, a oczy wypadły z przegniłych oczodołów. On wcale nie kierował był martwy, bardziej niż ci z tyłu. On się rozpadał na kawałki, a autobus chyba jechał sam... Przeraziła się.
Zaczęła nerwowo szarpać drzwi autobusu, które tak czy owak nie miały zamiaru się otworzyć. Odwróciła się nerwowo i spojrzała na pasażerów, uśmiechali się, ich uśmiechy były bardziej niż straszne, naciągnięta rozdarta skóra odsłaniająca paskudne zęby lub ich brak.
Krzyknęli chórem: "TERAZ POJEDZIESZ Z NAMI, POZNASZ PIĘKNO ŚWIĘTA ŚMIERCI!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz