Odnalazłam piękne miejsce, czuję się jakbym to jego właśnie szukała od zawsze.
Idę po miękkiej ściółce lasu, bosymi stopami czuję wilgoć i miękkie rośliny przylepiające się leniwie do mojej skóry. Idę przed siebie, nie mam celu, chociaż coś pcha mnie w tym kierunku.
Słońce już chyli się ku upadkowi. Kryje się za tęczowymi chmurami, uśmiecha się do mnie i powoli znika za horyzontem. Widzę je słabo spomiędzy drzew, ale jest piękne, oświetla ostatnimi promieniami nieznaną mi leśną polanę.
Stoję pośrodku niewielkiego obszaru, otaczają mnie drzewa, a na pograniczu drzew i polany ułożone są kamienie. Podchodzę do nich oglądam je, dotykam, twarde, porośnięte mchem, coś jest na nich wyryte, ale nie potrafię tego odczytać. Czuję się jakbym trafiła w środek jakiegoś magicznego miejsca.
Siadam na trawie, między kwiatami, przerzedzam runo dłonią, malutkie owady z wolna przemieszczają się wokół mnie. Jednak nie siedzę tak długo. Po kilku minutach napawania się zapachem kwiatów i trawy, wstaję z ziemi, przekraczam kamienie i znów znikam między potężnymi drzewami.
Omijając wystające z ziemi korzenie i małe roślinki żyjące na dnie lasu idę opierając się na co jakiś czas na pniach, dotykając dłońmi kory. Słyszę śpiew ptaków nad moją głową, słyszę jak zwierzęta przemieszczają się, ale nie potrafię ich dostrzec. Czuję narastającą frustrację, że nie potrafię tego dostrzec. Ale coś mnie uspokaja i wciąż prowadzi w głąb.
Na niektórych drzewach widzę znaki podobne do tych na kamieniach. Są większe, wyraźniejsze, głębsze. Ktoś zranił drzewa, ale one nie mają tego za złe, to dobre blizny, jednak wciąż nie rozumiem co oznaczają i skąd to wiem.
Momentami czuję obecność stworzeń których mój umysł nie zna i nie potrafi zidentyfikować, jednak one tu są. Głos w głowie mówi mi, że nie chcą mnie skrzywdzić, one pomagają mi dotrzeć, tam. Gdziekolwiek to jest.
Czuję narastające zmęczenie, nie powinnam się zatrzymywać. Jednakowoż na chwilę siadam sobie na złamanym konarze drzewa, szybko zmieniam zdanie i siadam obok, kryję się przed samą sobą, osłonięta korzeniami i wielkim pniem za moimi plecami. Powieki z wolna opadają, oddech staje się miarowy, powolny.
Coś nakazuje mi otworzyć oczy. Widzę przed sobą nieznane mi stworzenie. Jest ogromne, włochate, posturą przypomina bizona, ale jest bardziej wilcze. Czyżby ten las ukrywał przerośnięte wilki? A może to wilkołak? Możliwe, że w ogóle nie powinnam chcieć poznać tej tajemnicy.
Zwierze trąca mnie pyskiem, przez chwilę miałam wrażenie, że chce mnie zaatakować, jednak ono przy dotknięciu mojej dłoni usiadło i wpatrywało się we mnie bystrymi oczami. Pogłaskałam je, wydało dziwny chrapliwy odgłos.
Stwór wstał i pokazał mi małą leśną ścieżkę prowadzącą między drobne drzewa. Wstałam i poszłam w tamtym kierunku, jednak z nadzieją, że nowo poznane stworzenie będzie mi towarzyszyć, jednak gdy się odwróciłam jego już nie było.
Idąc między drzewami zastanawiałam się czy spotkam kolejne zwierze którego nie znam. Ale te myśli szybko się rozwiały. Coś je zastąpiło, ale nie miałam pojęcia co. BIEGNIJ! Usłyszałam w swojej głowie i przyśpieszyłam kroku, zwinnie omijając przeszkody na swojej drodze.
Na końcu dróżki było urwisko, omal nie spadłam z "klifu" do płytkiego zbiornika wodnego poniżej. Ale nie spadłam, coś mnie złapało mocno za ramię tuż przed upadkiem. Odwróciłam się powoli by zobaczyć co to takiego. Przypominało baśniowego stwora pół-człowieka pół-konia. Był bardzo piękną istotą, miał poważną twarz, wyraziste rysy, długie włosy, był zaskakująco stały. Jego wyraz twarzy nie zmienił się nawet na sekundę. Powiedział tylko "To już niedaleko, idź.", więc poszłam stromym zejściem na niższy poziom gdzie płynął niewielki strumyk.
Chciałam przejść na drugą stronę, jednak nie miałam takiej możliwości. Musiałam iść wzdłuż strumienia, aż nie znajdę jakiegoś powalonego drzewa, lub kamiennej ścieżki prowadzącej na drugą stronę.
O dziwo nie minęło dużo czasu a znalazłam konar, jednak był on nad głębszą wodą, gdzie drobny strumyk przeradzał się w płynącą z mocniejszym nurtem rzekę. Ale nie mogłam tak po prostu się poddać i zawrócić.
Ostrożnie postawiłam stopę na konarze. Wydawał się być stabilny. Weszłam na niego chwiejąc się i bojąc, że stracę równowagę.
Gdy byłam już w połowie drogi na drugą stronę poślizgnęłam się. Wpadłam do zimnej wody, nie umiem pływać, zaczęłam zapadać się pod wodę, a ta napływała mi do płuc.
Coś mocno chwyciło mnie za rękę i pociągnęło w górę.
Dopiero gdy byłam na brzegu mogłam przyjrzeć się co to. Wyglądało jak gigantyczna ryba, połączona z ośmiornicą i czymś na kształt człowieka. Miało bardzo mądre spojrzenie, jednak nie odezwało się ani słowem i zniknęło w odmętach rzecznego koryta.
Mój umysł szybko się pozbierał, wycisnęłam wodę z materiału ubrań, przeczesała mokre włosy ręką by pozbyć się z nich zimnych kropel i cała ociekająca wodą, z prześwitującą białą sukienką, gdzieniegdzie pozlepianą błotem i trawą poszła między nieznany mi rodzaj drzew, były jakby fioletowo-zielone, jednak wciąż przypominały mi resztę drzew widzianych w lesie.
Idąc dotykam drzew, są gładkie, ale chropowate, stałe i twarde, ale jednak tak jakby za moment miały się rozpłynąć wraz z mgłą.
Pomiędzy drzewami latały małe robaczki, wydaje mi się, że zadziwiająco duże świetliki, gdzieniegdzie na drzewach przysiadały ogromne ćmy.
Spostrzegłam kolejną polankę, ale ta była inna. Padało na nią jakieś światło, jednak nie mam pojęcia skąd ono się mogło brać, było chłodne, ale przyjemne. Polana była dość mocno zarośnięta, a na środku z wysokich kamieni ułożony był jakiś wzór. Podeszłam bliżej, między kamieniami był wykopany dół.
Teraz zrozumiałam dlaczego miałam tutaj przyjść. Nie czekałam długo, położyłam się w wykopanej mogile, ręce ułożyłam wzdłuż ciała. Nade mną pojawiły się wszystkie napotkane stworzenia, a nawet takie których nie miałam szczęścia dostrzec. Któreś rzuciło mi na głowę koronę z gałązek i kwiatów. Pięknie pachniała.
Zasnęłam, czując jak korzenie oplatają moje ciało, wciągając je powoli pod ziemię, teraz jestem częścią lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz