Ostatnimi czasy zauważyła u siebie dziwną umiejętność. Ale nie to jest najważniejsze, bo z tą umiejętnością wiąże się pewna historia. Możliwe, że nikt w to nie uwierzy i zostanę wyśmiana, a może uznana za psychicznie chorą? Nie interesuje mnie to, po prostu chcę się podzielić ze światem, z innymi ludźmi tym co przeżyłam.
1. Dzień w którym zrozumiałam co ze mną jest nie tak.
To był bodajże środek wakacji, nocowałam wtedy u mojej przyjaciółki Alicji. Zaplanowałyśmy sobie weekendowe oglądanie horrorów przez prawie całą noc. Obie bardzo lubimy horrory, chociaż ja od tamtego dnia, nocy polubiłam je nieco bardziej, mniejsza o to. Wybrałyśmy kilka mniej znanych horrorów o duchach, zjawiska paranormalne nie interesowały mnie, ale Alicja bardzo lubiła opowiadać o duchach, marzyła by zobaczyć owe coś i tak dalej, więc przystałam na to by obejrzeć te filmy.
Jak się okazało filmy faktycznie były niezłe. Aż mnie ciarki przechodziły gdy przechodziłam korytarzami domu Alicji, chociażby idąc do łazienki. Obejrzałyśmy dokładnie trzy filmy i Alicja uznała, że jest zbyt śmiąca żeby oglądać dalej. Ja nie byłam zmęczona, więc przyjaciółka odprawiła mnie krótkim "Rób co chcesz, ja idę spać" i zasnęła. Ja natomiast ze scenami ze świeżo obejrzanych filmów i bujną wyobraźnią, ruszyłam by zwiedzić dom przyjaciółki w kompletnych ciemnościach.
Cichaczem wymknęłam się z pokoju Alicji, pierwsze miejsce gdzie się udałam to była kuchnia. Bardzo chciało mi się wtedy pić, więc uznałam iż napiję się gorącej herbaty, myślałam, że to jakoś pomoże moim problemom ze snem. Zapomniałam wspomnieć, że tamtej nocy nie było rodziców mojej przyjaciółki, więc tylko ja nie spałam. Na początku czułam się nieswojo będąc jedyną "żywą" osobą w tym ogromnym domu. Ale po chwili spędzonej w kuchni z kubkiem gorącej herbaty faktycznie poczułam się lepiej.
Chodziłam po korytarzach i przyglądałam się pozamykanym drzwiom, przyglądałam się ledwo widzialnym twarzom na zdjęciach wiszących na ścianach. Kiedy nie bardzo wiedziałam gdzie iść bo było zbyt ciemno, przyświecałam sobie ekranem telefonu. Od Alicji wiedziałam, że gdzieś na tym piętrze powinna być dość sporo biblioteczka, dokładnie całe pomieszczenie zapełnione zbiorami książek jej ojca, które gromadził od lat wczesnej młodości. Bardzo chciałam znaleźć ten pokój i faktycznie mi się to udało.
Kiedy znalazłam się w owej biblioteczce od razu zapaliłam światło. Jednak chwilę to trwało nim znalazłam załącznik... Ale mniejsza o mój brak rozgarnięcia... Tak jak sobie wyobrażałam w pokoju było kilka regałów wypełnionych po brzegi książkami oraz biurko całe zarzucone stertami jakichś papierów. Według mnie jak najbardziej cudowne miejsce. Ale żeby nikt nie zauważył, że tu jestem szybko znalazłam mniejszą lampkę i zgasiłam duże światło.
Przez długi długi czas siedziałam i przeglądałam książki, niektóre sobie oglądałam i czytałam o czym są inne tylko powierzchownie. Najbardziej moją uwagę przykuł regał w kącie pokoju schowany za innymi. Leżały na nim niedbale ułożone książki z wystającymi, pożółkłymi kartkami. Myślę iż to były najstarsze książki które potrzebowały renowacji. Nie zdążyłam jednak ich obejrzeć bo zauważyłam coś dziwnego.
Mianowicie, możecie nie wierzyć... Ale zobaczyłam tam człowieka. Stałam jak wryta gdy go dostrzegłam, był taki... niewyraźny. A co dziwniejsze był jakoś niecodziennie ubrany. Miał na sobie dziwny garnitur, taki dopasowany w białe pasy i kapelusz na głowie. Uśmiechał się do mnie, pomachał i ukłonił. Stałam jak wryta, nie miałam pojęcia czy mam omamy, nie myślałam o ucieczce bo wydawał się miły? Stałam, próbowałam odejść, ale nogi były jak z ołowiu. Więc stała i przyglądałam się tajemniczej osobie. Kiedy chciałam się odezwać postać po prostu zniknęła, rozpłynął się w powietrzu. To było w tym wszystkim najdziwniejsze.
2. Dzień w którym wszystko stało się codziennością.
Minęło sporo czasu od tamtej dziwnej nocy w domu Alicji, nim zrozumiałam co się właściwie stało. Dokładnie dzień po tym jak nocowałam u przyjaciółki (przyznaję iż nie zmrużyłam wtedy oka nawet na godzinę) zaczęłam sobie to wszystko kalkulować w głowie, snułam przemyślenia, nie chciałam się z nikim spotkać i z nikim rozmawiać. Kolejne dni również spędzałam samotnie, czytałam różne fora, szukałam w internecie odpowiedzi na masę moich pytań dotyczących tego co widziałam. Jednak wszystko wydawało mi się takie nieprawdziwe.
Znalazłam dużo różnych ciekawostek itp. Możliwe, że to był duch, lub coś w tym rodzaju, ale ja nie wierzę w takie rzeczy do cholery! Albo raczej nie wierzyłam. Kiedy pierwszy raz zastanawiałam się nad sensem tego, to wmawiałam sobie, że byłam przemęczona, że to przez te głupie filmy o duchach i że nic tak naprawdę nie widziałam, że to zwyczajny wymysł mojej wyobraźni.
Ale w końcu postanowiłam się to sprawdzić, ponoć na cmentarzu przebywają duszę niektórych zmarłych, ja tam w to nie wierzę, tam są tylko ich szczątki, ale co mi tam. Poszłam na cmentarz kiedy zaczynało się ściemniać. Chodziłam alejkami spokojnie tak, żeby nie wzbudzić podejrzeń u starszych ludzi odwiedzających bliskich. Aż do momentu kiedy niebo stało się czarne nic nie widziałam, miałam już wracać do domu, z triumfalnym "Miałam racje, to tylko wyobraźnia". I w sumie tak było.
Cmentarz był już całkiem opustoszały, chyba byłam jedyną żywą tu osobą. Chwyciłam za gałkę przy bramie wyjściowej, ale coś pchnęło mnie bym się odwróciła. Przez kilka pierwszych sekund cholernie żałowałam iż tam spojrzałam. Gdyż zobaczyłam więcej postaci takich jak tamtej nocy, bladych, rozmytych i ubranych w poważne ubrania. Jednak nie było tutaj dużo takich "ludzi". Wałęsali się w alejkach, niektórzy patrzyli na mnie w zdumieniu, tak jak by pytali "-Czy ona nas widzi?". Cóż sama w to nie wierzyłam.
Mimo to uznała, że wrócę na ten przeklęty cmentarz. Chciałam to zrozumieć, chciałam wiedzieć o co chodzi, dlaczego moje życie stało się tak bardzo porąbane.
Usiadłam na ławce przy głównej alejce. Przyglądałam się z uwagą sunącym między grobami "duchom". A oni patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Czułam się cholernie nieswojo gdy się tak gapili. Ale wmawiałam sobie, że to całkiem normalni ludzie i jakoś dawałam radę.
Kiedy byłam na tyle zmęczona tym wszystkim i chciałam wstać, jakiś mężczyzna (będę o nich mówić jak o normalnych żywych ludziach, bo nie rozumiem dlaczego miała bym ich dyskryminować) podszedł do mnie i zaczął rozmowę. Szło to jakoś tak:
-Witaj drogie dziewczę, widzę zmęczenie i przerażenie w twych oczach.
Przez chwilę milczałam, nie wiedziałam, że duchy tak dobrze mówią. Jednak odpowiedziałam.
-No bo widzi pan, widzę duchy, przynajmniej tak mi się wydaje. Chyba, że zwariowałam.
-No młoda damo tak mi się wydaję, że ja też zwariowałem, nie żyję od 30 lat a z tobą rozmawiam. -tu mężczyzna zaniósł się śmiechem.
-Czyli nie zwariowałam... Ale to nie jest normalne.
Rozmawiałam z nim jeszcze chwilę i co dziwniejsze wolałam jego towarzystwo niż na przykład swoich rodziców czy znajomych. W duchu powtarzałam sobie, że nie przyjdę tutaj więcej, że nie chcę już wracać do tego dziwactwa, ale czuła iż moje "rozkazy" względem siebie nic nie dadzą. Chciałam tu wrócić, chciałam aby oni mi towarzyszyli.
3. To co odmieniło moje życie. Wykorzystana?
Kiedy wreszcie pogodziłam się z moim "darem" wszystko zaczęło się dobrze układać. Byłam innym człowiekiem. Często wieczorami wymykałam się z domu by spotkać się z duchami. Matko jak to nienormalnie brzmi... Ale było mi z tym dobrze. Przestałam się bać ciemności, nie przerażało mnie to co czyha w cieniu, tego co kryję się w krzakach. Wszystko było prostsze.
Ale czy to normalne, że nastolatka tak sobie rozmawia z duchami? nie wydaje mi się... Każdy inny by to jakoś wykorzystał, albo udał się do psychiatry. Ja natomiast nie powiedziałam o tym nikomu. Chciałam by to pozostało moja tajemnicą, aż do śmierci. To było jedyne światełko w moim życiu, to dawało mi poczucie, że jestem wyjątkowa, mimo iż nikt o tym nie wiedział.
Któregoś dnia kiedy poszłam ze znajomymi na biwak, niedaleko mamy las, znów nie mogłam spać. Oni wszyscy wykończeni wieczornym ogniskiem i nocną popijawą (w której ja nie wzięłam udziału) wszyscy posnęli w namiotach. Zarzygani czy też nie, ale spali. Ja jakoś nie mogłam...
Tamtej nocy poznałam jego. Zgadliście, chodzi o ducha, jednak on był jakiś inny, nie przypominał człowieka tak jak wszyscy inni. Nie przybierał jakiegoś specjalnego kształtu, chociaż mógł jak każdy z nich. Poznałam go gdy poszłam do lasu się przejść, księżyc wtedy jasno świecił, spacer był przyjemny.
W lesie zauważyłam skupisko energii, po prostu zobaczyłam światełko. Ah to prymitywne określenie, ale mniejsza, podeszłam do owego światełka i zrozumiałam, że nie jest to takie tam światełko. Ono się do mnie odezwało. Kazał nazywać się panem, cóż skoro tak chciał...
Rozmawialiśmy długo, on był taki hipnotyzujący... Opowiadał mi o sobie, mówi, że został wygnany, że musi się tu błąkać bo nie chcieli go nigdzie przyjąć, mówił mi iż nazywają go złem. Nie wierzyłam w to, był dla mnie miły, hipnotyzował swoją mową, zachwycił mnie swoimi opowieściami. To dziwnie zabrzmi, ale zakochałam się w duchu, który nawet nie miał ludzkiej postaci.
Co dziwniejsze gdy zapytał, czy może o coś prosić od razu się zgodziła, nie wiedząc jeszcze co będę miała za zadanie. I co dziwniejsze wcale nie chciałam się zgodzić. Coś mną wtedy sterowało.
Jednak dalej uważałam, że on jest taki "cudowny". Poprosił bym poszła do obozu i sprawdziła czy wszystko jest okej z pozostałymi. Cóż, dziwne zadanie, kiedy tam poszłam pomyślała, że może chciał się mnie pozbyć żeby ode mnie uciec? W obozie wszystko było w porządku, wszyscy nadal spali. Więc ja też poszłam do namiotu by zasnąć.
4.Czy to prawda czy to sen?
Gdy się obudziłam następnego dnia w obozie były radiowozy i mnóstwo ludzi. Pomogli mi wyjść z namiotu, sprawdzili czy wszystko ze mną w porządku. To było dziwne... Dopiero kiedy wróciłam do pełnej świadomości zrozumiałam, że w nocy musiał stać się coś strasznego. Powiedziano mi, że w nocy ktoś zamordował moich znajomych. Mówiono mi iż cudem jest, że jako jedyna przeżyłam. Wszyscy zostali znalezieni z poderżniętymi gardłami, ponoć użyto do tego scyzoryka jednego z chłopaków, więc nie wiadomo kto jest sprawcą. Dziwne, kiedy to przemyślałam, powinni mnie podejrzewać...
Kilka dni od tego incydentu w moim domu pojawił się, poznany wtedy, Pan. Było to w nocy. Opowiedział mi co się wydarzyło tamtej nocy. Ponoć sterował mną bym ja ich zabiła, ale ja nic nie pamiętam. Kazał mi się nie przejmować no podejrzenia mnie ominą. Nic z tego nie rozumiałam.
Zaproponował mi jednak pewien układ. Chciał, żebym była jego ludzkim łącznikiem z naszym światem, gdyż on nie może przybrać kształtu na tyle "żywego" żeby móc cokolwiek zdziałać, a nie chciał p raz kolejny mną władać. Co mogłam zrobić? Mogła, a nawet powinnam była odmówić. Ale się zgodziłam.
Chciał bym zabiła swoich rodziców. Dziwne zadanie, ale okazało się takie proste... Podeszłam do tego w ten sposób: Skoro bez problemu zabiłam przyjaciół, to bez problemu zabije rodzinę. I tak też było. Udusiłam rodziców poduszką w czasie snu co spowodowało brak śladów walki. Później powiesiłam ich na drzewie w ogrodzie. Więc w sumie można to było odebrać jako zbiorowe samobójstwo.
Już następnego dnia zniknęłam z domu, więc podejrzenia mnie ominęły. Ponoć uznano mnie za zaginioną, a ja? Ja współpracuję z panem, on mi mówi co robić, a ja posłusznie to robię.
Polubiłam zabijanie, wprawiłam się w tym, to jest coś co sprawia, że czuję się spełniona i nie chcę przestawać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz