Cz.1
Cz.2
Cz.3
Nonna, bo takie imię nosi dziewczyna, wyszła powolnym, ociężałym krokiem z drewnianej chatki. Rozglądała się wokół siebie. Jej powieki były niewiarygodnie rozwarte, a źrenice rozszerzone. Zakręciła się wokół własnej osi i celowo upadła całym ciężarem na miękką trawę. Wszystko wokół niej było barwne, wirujące. Drzewa zdawały się wyginać wraz z szumem wiatru. Przy okazji wyostrzyły się jej wszystkie zmysły. Słyszała każdy najmniejszy szelest, lub tylko je sobie wyobrażała. Jednak czuła przyjemną błogość wynikającą z otępienia umysłu.
Podniosła się na łokciach. W głowie wciąż nie przestawało się jej kręcić i huczeć. Była skołowana, ale czuła się świetnie. Widziała jak chmury mkną po niebie, sunąc gdzieś powoli, ale jednocześnie za szybko. Czas jakby stanął w miejscu, ale biegł szybciej niż przedtem. Wszystko wyostrzone, ale jednocześnie nieostre. Świat pełen skrajności. Nienaturalny, ale piękny i niedający o sobie zapomnieć.
Nagle między drzewami dostrzegła jakiś kształt. Przypominał ludzką sylwetę. Dlatego dziewczyna, pod wpływem nagłego impulsu, podniosła się z trawy. Potykając się niezdarnie zaczęła biec w stronę tego co widziała. Jej kroki były nieporadne, co i rusz musiała podpierać się o konary drzew. Jednak sylweta nie znikała z jej pola widzenia. Cień jednak wciąż zmieniał położenie, tak jakby skakał zza drzew. A Nonna wciąż traciła orientację w terenie. Nie czuła tego jak bardzo się oddalała, ani tego, że zaczęła się gubić. Chciała tylko dobiec do tej tajemniczej sylwetki.
Narkotyk powoli przestawał działać. Cały wir powoli mijał, a zmęczenie się nasilało. Zaczynało zmierzchać. Wszystkie drzewa wyglądały tak samo. Teraz kompletnie zagubiona dziewczyna nie wiedziała którędy wracać. A w głowie wciąż widziała ten dziwny cień, który ją obserwował. Nie była pewna czy to było tylko wyobrażenie spowodowane kwasem w organizmie, czy naprawdę kogoś tam widziała. Jednak teraz była sama. Całkiem sama, zagubiona, a strach w jej piersi rozrastał się szybko jak chwast.
Telefon! Przypomniała sobie, że ciągle ma go w kieszeni spodni. Wyciągnęła go trzęsącymi się dłońmi. Nim nacisnęła którykolwiek przycisk, minęła jedna, niewiarygodnie długa minuta. Na wyświetlaczu widniała godzina 19:23. Minęło już tyle czasu? Pomyślała, ale ta myśl była spokojna, błoga. Cały strach zaczynał przemijać. Po trwającym kilka minut zamyśleniu, włączyła w telefonie latarkę i zaczęła iść tam skąd przyszła. Mimo, że nie pamiętała trasy, starała się iść bez paniki. Kierowała się po linii prostej. Nie miała zamiaru niepotrzebnie skręcać. Bo po co znów się błąkać.
Po godzinnej wędrówce między drzewami, w końcu, trafiła na polane. Było już ciemno, zwierzęta szeleściły w liściach. Nonna weszła do chatki, rozejrzała się po jej wnętrzu. Zabrała swoją torbę i wyszła. Teraz był czas by wrócić do domu. Nie był to szczyt jej marzeń, ale spać w starej, butwiejącej chacie też nie chciała.
Pod blokiem była po dziewiątej wieczorem. Nie zdziwiło ją to, że gdzieś niedaleko słyszała syreny alarmowe, tutaj było to normą. Klatka schodowa była otwarta, więc nie fatygowała się by wyciągnąć klucze. Im bliżej mieszkania była, tym głośniejsze słyszała szmery ludzkich głosów. Zobaczyła grupkę sąsiadów stojących na korytarzu, tuż przy drzwiach jej mieszkania.
Gdy tylko zauważyła to poruszenie, szybko wbiegła przez uchylone drzwi do domu. Zobaczyła ciało matki leżące na podłodze, twarzą skierowaną w dół, w kałuży krwi. Ojciec z zakrwawionymi rękoma siedział przyciśnięty do kaloryfera, zasłaniając twarz. Chyba płakał.
Nim Nonna rzuciła się na niego z krzykiem i łzami w oczach, czyjeś silne ręce pociągnęły ją do tyłu. To był jeden z funkcjonariuszy, którzy właśnie dotarli na miejsce. Obok przebiegło dwóch ratowników medycznych, by wynieść ciało matki na noszach. A dwóch innych funkcjonariuszy wyciągnęło ojca z mieszkania. Wszystkie te obrazu zlewały się jeden w drugi, świat tracił barwy. Dziewczyna osunęła się na podłogę, bezgłośnie krzycząc. Nikt jej już nie trzymał. Gdy funkcjonariusz odszedł kawałek w stronę wyjścia, Nonna rzuciła się w stronę klatki schodowej. Nim ktokolwiek zdążył za nią pobiec, była już na zewnątrz budynku, nadal biegnąc w ciemność. Teraz nie miała już nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz