Cz.2
Cz.3
→ http://zakamarkiistnienia.blogspot.com/2015/02/destroyed-rebel-magical-place-cz4.html
Jej smutne oczy wędrowały leniwie sunąc po krajobrazie pędzącym za zaparowaną szybą, po której powolnie spływały parujące krople. Obraz przesuwający się za oknem spowijało delikatne światło zachodzącego słońca. Ten zabieg natury powodował we wnętrzu dziewczyny przyjemne wspomnienia. Jednak teraz, nie miało to większego znaczenia.
Autobus świecący pustkami kierował się w stronę
niewielkiego miasta, spowitego smogiem spalin i ogólnym zniszczeniem
podupadającej cywilizacji. Rozmyślenia całkowicie pochłonęły pasażerkę. Myślała właśnie na temat swojego marnego dnia. Miała, bowiem spędzić kilka
następnych godzin w starym rozpadającym się budynku. Szczerze nienawidziła tego
miejsca, czuła się tam nieswojo i źle. Na jej nieszczęście musiała przesiadywać, co
najmniej kilka godzin tygodniowo w tym śmierdzącym moczem i medykamentami
miejscu.
Autobus gwałtownie zahamował wydając z siebie przenikliwy
pisk ocierających o siebie hamulców, co wyrwało zamyśloną dziewczynę z letargu.
Drzwi otworzyły się z cichym sykiem zasysanego powietrza. Dziewczyna zebrała
obszarpaną torbę z siedzenia obok siebie i wybiegła z pojazdu, omal nie
potykając się na schodkach.
Kierowca nawet na nią nie spojrzał. Za plecami dziewczyny
znów dał się słyszeć syk, tym razem zamykanych drzwi pojazdu. Silnik zacharczał
i autobus powoli wtoczył się na ulice, odjeżdżając w głąb podupadających
miejskich zabudowań.
Niebo znacznie pociemniało. Latarnie zaczęły niepokojąco
mrugać żółtawym światłem, oświetlając raz po raz zabrudzoną uliczkę. Kałuże
brudu odbijały delikatne, acz stanowcze światła. Gdzieś między śmietnikami było
słychać szelest.
I znów to samo -pomyślała w duchu. Ciężkim krokiem podążyła
ponurą uliczką, znajdująca się między dwiema obdrapanymi kamienicami. Gdzieś z
oddali dobiegały dźwięki tego pogruchotanego miasta. Syreny policyjnych
radiowozów mieszały się z wrzaskami dzieci, ginąc gdzieś w oddali świadomości.
Zazwyczaj pokonywała tę trasę z słuchawkami na uszach, nie pasowała jej ta
sceneria, te dźwięki, ale jak na złość słuchawki przestały działać. Sytuacja
finansowa nie sprzyjała, więc nie mogła sprawić sobie nowych.
Ciężkie buty powodowały, że jej kroki zdawały się być
donośniejsze, niżeli były w rzeczywistości. Niebo spowijała noc. Dźwięki
wieczornego miasta cichły w porównaniu do jej kłębiących się w głowie myśli.
Wreszcie stanęła przed stosunkowo wysoką ceglaną fasadą. Budynek nie
wyglądał zachęcająco, był ukryty w cieniu drzew, a w oknach znajdowały się
kraty. –Cóż, ktoś faktycznie mógłby chcieć wyskoczyć z tych okien- szczerze uśmiechnęła
się do siebie szepcząc te słowa pod nosem. Jeszcze raz omiotła wzrokiem
budynek. Znała go aż za dobrze. Nie chciała znów tu siedzieć. Nie widziała w
tym nic pożytecznego. Znów będzie musiała opowiadać o minionym tygodniu, o tym
iż na nikogo nie rzuciła się z pazurami...
Pchnęła drzwi ciężkim butem. Dłonie wciąż trzymała schowane w kieszeniach starej, wyblakłej kurtki. Wchodząc w słaby blask jarzeniówki oświetlającej korytarz, zrzuciła z głowy kaptur, a spod materiału wyłoniły się długie białe włosy, niedbale spięte w koński ogon.
Wchodząc wgłąb ponurego korytarza, rzuciła ponure spojrzenie, równie ponuremu portierowi. Znał ją na tyle dobrze, że od razu wpuścił ją do środka, otwierając ze swojej bezpiecznej klitki drzwi prowadzące na oddział.
I znowu...
Pchnęła drzwi ciężkim butem. Dłonie wciąż trzymała schowane w kieszeniach starej, wyblakłej kurtki. Wchodząc w słaby blask jarzeniówki oświetlającej korytarz, zrzuciła z głowy kaptur, a spod materiału wyłoniły się długie białe włosy, niedbale spięte w koński ogon.
Wchodząc wgłąb ponurego korytarza, rzuciła ponure spojrzenie, równie ponuremu portierowi. Znał ją na tyle dobrze, że od razu wpuścił ją do środka, otwierając ze swojej bezpiecznej klitki drzwi prowadzące na oddział.
I znowu...
Zdjęcie pochodzi z witryny tumblr.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz