Podróż dłużyła się niemiłosiernie, nienawidzę jeździć gdziekolwiek z moimi rodzicami. Takie wyjazdy zawsze kończą się kłótniami między nami, a to nigdy nie skutkuje pozytywną podróżą.
Tym razem jechaliśmy do mojej ciotki Hermiony, jest ona moją matką chrzestną, ale tak naprawdę jej nie lubię. Rzadko się z nią spotykamy, zazwyczaj tylko z jakichś konkretnych okazji, ona nawet na moje urodziny nie przyjeżdża. W sumie mi nie zależało na tej wizycie, ale rodzice się uparli żeby tam pojechać.
Dopiero później dowiedziałam się, że ciotka się rozwiodła i rodzice uznali, że to nasz obowiązek ją odwiedzić i "pocieszyć". Ja jakoś próbowałam się wymigać z wyjazdu, ale mi się nie udało i teraz siedzę w tym zakichanym samochodzie słuchając jakiś starych piosenek w radiu, bo rodzice nie chcą zmienić stacji. A do końca trasy zostało jeszcze ponad 100km.
Nareszcie! Jesteśmy na miejscu, o dziwo obeszło się bez żadnych kłótni. Cieszy mnie to, ale z drugiej strony nie obchodzi mnie to, może gdyby się pokłócili to wrócili byśmy do domu wcześniej? A tak muszę tu z nimi gnić jakiś tydzień..
W domu cioci śmierdzi fajkami, zawsze tu tak było, ale teraz mgła z dymu papierosowego była ciężka i trudna do zniesienia, osobiście nienawidzę tego nałogu. Jak ja mam w tym smrodzie wytrzymać cały tydzień? Nikt o tym nie pomyślał.
Na całe szczęście mogłam zająć jeden pokój, sama. Nim tam pobiegłam ze swoją torbą, rzuciłam ciotce krótkie i niezbyt radosne "Cześć", rodzice natomiast od razu poszli z ciocią do kuchni. Jak ja ich widziałam jak od razu zaczęli z nią tak słodko szczebiotać, aż mi się rzygać chciało.
Na całe szczęście mogę siedzieć tu sama. Pokój który zajęłam ma dosyć przytłaczający wystrój, ale przynajmniej tutaj mniej śmierdzi. Mimo to otworzyłam na oścież okno bo ten smród przesiąkł nawet moje ubranie. FUJ!
Z pokoju wyszłam dopiero na obiad. Hermiona ugotowała jakąś mętną zupę, jakie to było paskudne, ale cały czas udawałam, że mi smakuje, inaczej moja matka by się czepiała.
Ciotka faktycznie wygląda na przybitą, wyraźnie widać jej podkrążone oczy i poszarpane włosy. Jest taka zaniedbana, a wujek wyprowadził się zaledwie półtorej tygodnia temu. Trochę mi żal tej kobiety, ale to ona się wpędza w ten stan.
Minęła już połowa naszego pobytu. Dzisiaj rodzice zabrali ciocie na zakupy, żeby trochę czasu spędziła po za tym śmierdzącym domem. Ja natomiast muszę wywietrzyć cały ten papierosowy swąd. Ale są pewne plusy... Mianowicie, mogę poszperać w rzeczach Hermiony. Wiem, że to złe i tak nie wolno, ale chcę się więcej dowiedzieć o niej i o tym co ją spotkało.
Jestem w jej sypialni, tu jest obleśnie. Resztki jedzenia, brudne ubrania, kurz i pajęczyny, a do tego smród papierosów i alkoholu. Ona się stacza... Ok przeszukam jej szafki i szuflady, może coś znajdę.
O jest! List, bodajże pisany jej ręką:
"Muszę się od tego wszystkiego oderwać. Jest coraz gorzej. Mikołaj zostawił mnie już tak dawno, a teraz nie ma tu nawet jego rzeczy, nic mi po nim nie zostało, tylko jakieś zdjęcia, ale gdy na nie patrzę to chcę mi się płakać. Chyba je spalę... Piszę to bo czuję się gorzej każdego dnia. W domu śmierdzi, ale ja już tego nie czuję, dym nawet już nie szczypie w oczy. Ostatnio też zaczęłam pić. Myślę, że już nic mi nie pomoże. Za bardzo się boje prawdy. Tak naprawdę nie powiedziałam mu o najważniejszym. Jestem w ciąży z Mikołajem, a on o tym nawet nie wie. Ale tak jest chyba lepiej. Mam nadzieję, że Bóg mi wybaczy, że zabiorę ze sobą to maleństwo, ale nim to zrobię napiszę do Mikołaja i wyznam mu prawdę, tuż przed tym jak z Kacperkiem dołączymy do anielskiego kręgu. Mimo to tak bardzo się boję, czy śmierć boli?"
Ciekawi mnie czy moja ciotka naprawdę chce się zabić, czy może napisała ten cały list gdy była pijana. Cóż nie wiem, ale to iż jest w ciąży naprawdę mnie zaskoczyło. Tylko co teraz powinnam zrobić? Powiedzieć rodzicom? A może pogadać z ciocią?
Wydaje mi się, że obydwa wyjścia nie mają sensu. Jeśli powiem rodzicom mogą jeszcze bardziej namieszać, a jeśli zacznę gadać z ciotką to wyjdzie, że grzebałam w jej prywatnych rzeczach. Eh i co teraz?
Może poczekam na rozwój wydarzeń? Szkoda mi "Kacperka".
Jutro mamy wyjechać, a z Hermioną wcale nie jest lepiej, a powiedziała bym nawet, że gorzej. Zaczęła się ciąć, przecież to jej nie pomoże... Próbowałam z nią porozmawiać, ale się broniła. Nie wiem jak rozmawiać z kimś kto jest w depresji. Zdecydowałam poprosić rodziców by zostawili mnie z ciocia na jeszcze kilka dni, a ja wrócę pociągiem, zgodzili się.
Rodzice już wyjechali. W sumie całkiem fajnie, ja zajmuję się domem i pilnuję by ciocia nic sobie nie zrobiła. Ona leży na kanapie i tępo wpatruje się w ekran telewizora. Mnie już by bolały oczy, a ona tak siedzi już ponad sześć godzin.
Wieczorem kładąc się spać pomyślałam sobie, że jeszcze stanie się coś dziwnego. I niewiele się pomyliłam. Nim zasnęłam, a byłam bardzo zmęczona, do domu wparował wujek Mikołaj. Ciotka zbiegła na dół w jakimś startym szlafroku, chyba była pijana bo cała się chwiała, ja obserwowałam wszystko zza niewielkiej szczeliny w drzwiach mojego teraźniejszego pokoju.
Nie słyszałam o czym oni rozmawiają. Ale wydaje mi się, że wujek wpadł tylko po jakąś rzecz, nic więcej. Ciocia natomiast płakała, on jej nie uspokajał, nic tylko chciał już iść. Wtedy usłyszałam jak Hermiona wrzeszczy coś w stylu "Pacanie jestem z tobą w ciąży!". Zrzuciła coś z blatu, później odsunęła szufladę w komodzie i coś wyciągnęła. Wychyliłam się zza drzwi... Trzymała pistolet wycelowany prosto w wujka. Wyglądał na przerażonego. Też bym była.
Słyszałam jego płaczliwy głos, błagał ją żeby odłożyła broń. Ale ona nie miała tego w zamiarze, mimo że cała się kiwała to broń trzymała sztywno. Nie mam pojęcia kiedy ona nauczyła się strzelać, ale teraz sama się bałam. Ona wyglądała na obłąkaną i niepoczytalną.
Wystrzał. Wujek leży na podłodze parterowego korytarza w kałuży krwi. Nie widzę gdzie poszła Hermiona. Co teraz? Mam się zamknąć czy uciekać? Słyszę kroki. Jest na dole. Może lepiej jak się gdzieś schowam. Po cichu wyszłam z pokoju, ale co dalej? Przecież ona ma broń, a ja widziałam wszystko. Tupanie. Gdzie? Schody! Ale nie te, te na dole. Poszła do piwnicy? Ale po co?
Szybo tam pobiegłam.
Ciocia stojąca na stołku, na szyji sznur, a w dłoni rewolwer. Nieprzyjemny widok, a te jej goniące gałki oczne, które nie zatrzymywały się na długo w jednym punkcie, to okropne. Starałam się przemówić do niej spokojnym głosem, ale wyszło coś w rodzaju "Cio...cio..ciu n..nie rób...b tee..go". Jak to miało ja odwieść od samobójstwa?! Jestem zbyt głupia, żeby pocieszać samobójców. Ciocia wtedy spojrzała na mnie tym pustym spojrzeniem, aż ciarki mnie przeszły. Zaczęła płakać i wycelowała we mnie broń. Trzymała ją pewnie, palec przesunęła na spust, z oczu płynęły jej łzy, szepnęła "Miley, wybacz mi, ale nie mogę dać Ci zostać, za dużo widziałaś, tak będzie lepiej". Głos jej drżał, ręce też.
Strzeliła. Trafiła w moje ramię, ból przeszył całą moją rękę, nie mogłam nią poruszyć, ale od razu spojrzałam na ciocię, która odsunęła w momencie wystrzału stołek spod swoich nóg. Ciało jeszcze wiło się niekontrolowanie na sznurze, z oczu płynęły mi łzy, głównie z bólu, ale i od tego co zobaczyłam, teraz w tym domu były dwa, a właściwie trzy trupy i ja całkiem sama i do tego ranna. Pistolet leżał na podłodze pod ciałem, wypadł cioci z dłoni gdy odsunęła taboret. Teraz już nie żyła, ciało się nie ruszało, tylko delikatnie się kołysało bez jakiej kol wiek kontroli ze strony denatki.
Mimo obfitego krwawienia udało mi się dostać na górę i zadzwonić na pogotowie i policję. Pierwsza była karetka, nim jednak mnie zabrali na pogotowie zdążyłam złożyć wstępne zeznania funkcjonariuszom. Potem już nic nie chciałam wiedzieć, ale wiedziałam, że jeszcze będę musiała mieć styczność z tym domem i z tą śmiercią wiszącą w powietrzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz