wtorek, 21 maja 2013

Lucy

  Cofnijmy się w czasie do okresu świąt, bo wtedy to się zaczęło.  A właściwie to cofnijmy się o kilka lat do tyłu, do świąt Bożego Narodzenia, wtedy miałam jakieś 8 lat, teraz mam 17.



   Moja rodzina nie należała, ani nadal nie należy do najbogatszych, a raczej do tych biedniejszych. Wtedy ciągle błagałam rodziców o lalkę, wchodziła całkiem nowa jakaś odpicowana lalka, którą miały wszystkie moje koleżanki, tylko nie ja. Ale rodziców nie było stać. Ostatecznie obiecali, że kupią mi taką lalkę pod choinkę. Byłam w niebo wzięta.
  Cały okres przedświąteczny chodziłam jak na szpilkach, wciąż pytałam mamę czy dostanę tę lalkę, ale ona nie chciała mi nic powiedzieć. Jednak tuż przed świętami była jakaś przybita gdy o to pytałam. Dopiero tydzień przed Wigilią dowiedziałam się, że zmarł dziadek i nie będziemy mieć hucznych świąt, ale nie pytałam wtedy o prezenty. To było nieważne, ja wciąż marzyłam o tej lalce.
  Rodzice i moja babcia, która od kilku dni była wdową zachowywali się inaczej. Ja nie do końca rozumiałam żałobę, starałam się dostosowywać do nich, żeby nie robić im przykrości. Byli tacy smutni. Dopiero później zaczęłam to wszystko rozumieć, ale oni nie mieli mi tego za złe, przecież  byłam tylko dzieckiem. 
  Przygotowania do świąt były smutne i nieprzyjemne. Całkiem mi się nie podobało jak babcia i mama wciąż chodziły przybite, a tata nie był od nich lepszy. Ale pomagałam im. Też było mi smutno, że dziadka nie będzie, ale co mogło powiedzieć ośmioletnie dziecko? Nic. Takie dzieci trzymają to głęboko w sobie.
  Nadeszła wigilia. Wtedy byłam prze szczęśliwa, rodzice wraz z babcią też wyglądali lepiej. Podsłuchałam jak w kuchni mówili, że dziadek nie chciał by żeby święta tuż po jego śmierci były takie smutne. Ponoć mój dziadek był dość religijnym człowiekiem, ja wtedy nie rozumiałam religii, i szczerze mówiąc nie rozumiem jej do teraz.
  Cała wigilijna kolacja przebiegła całkiem normalnie. Bardziej wyczekiwałam momentu pojawienia się na niebie pierwszej gwiazdki na niebie, gdyż w moim domu tylko po pojawieniu się pierwszej gwiazdy można było rozpakować prezenty. Biegałam od okna do okna szukając jakichś błysków, aż zobaczyłam gwiazdę i pobiegłam do kilku skromnych paczuszek pod wychudłą choinką owiniętą dwoma łańcuchami z małą gwiazdką na czubku.
  Na dwóch paczuszkach widniało moje imię "Anja". Od razu rozerwałam papier na pierwszej, w środku zapakowany był niewielki zestaw do malowania, pędzle, farby, sztaluga i tym podobne. Babcia wiedziała, że kocham malować i to od niej dostałam ten prezent. W przeciwieństwie do niektórych dzieci ja od początku wiedziałam, że mikołaj nie istnieje. Druga paczka była na pewno od rodziców. Tam musiała być ta lalka. Otwierając pakunek odrobinę się zawiodłam, gdyż nie znalazłam tam lalki której tak bardzo pragnęła, ale dostałam lalkę, była wyjątkowa, inna niż wszystkie.
  Kiedy rodzice zaczęli sprzątać po kolacji i rozmawiać z babcią o tym co dostali od siebie na wzajem, ja porwałam nową zabawkę do swojego pokoju i zamknęłam drzwi.
  Jako dziecko nie rozumiałam tego co się potem działo, ale każdy by się tego przeraził, ja natomiast byłam szczęśliwa i nie potrzebna mi już była tamta nowiuteńka lalka. Ta była cudowna. Niby zwykła szmacianka, miała długie czarne włosy z nitek, były gładkie i miękkie w dotyku. Jej oczy błyszczały jak dwie gwiazdki, a jednocześnie coś w sobie kryły. Sylwetka lalki była drobna i szczupła, materiał z którego uszyto lalkę był delikatne i przyjemny dla dłoni. Była ubrana w piękną czarną sukienkę "do kolan". Od razu mi się spodobała, ale jej piękno dostrzegłam dopiero gdy uważnie przyglądałam się jej w świetle lampki stojącej na biurku.
  Kiedy mama zawołała, że mam już kłaść się do łóżka odłożyłam lalkę na półkę obok łóżka. Nie chciałam z nią spać, zbyt bałam się, że zniszczę ją tuż po tym jak ją dostałam. Położyłam się grzecznie spać i czekałam aż moja mama przyjdzie powiedzieć mi dobranoc.
  Zasypiając w całkowitej ciszy, gdyż rodzice też już poszli spać, usłyszałam cichutkie skrobanie i dźwięk jak by coś spadło na podłogę. Jak to dziecko od razu zawinęłam się mocniej w kołdrę, ale po dłuższym wyczekiwaniu wyskoczyłam z łóżka, chciałam sprawdzić co to było.
  Zapaliłam lampkę, na podłodze leżała moja nowa lalka. Oczami wyobraźni widziałam jak lalka sama zeskoczyła z szafki, ale czy to było w ogóle możliwe? Podniosłam ją, była całkiem bezwładna, chciałam odłożyć ją na miejsce. Wtedy zrobiła się sztywna i przekręciła głowę w moją stronę. Odrzuciłam ją na bok i wrzasnęłam. A lalka podniosła się na swoich cienkich nóżkach i dalej na mnie gapiła. Zaczęłam wdrapywać się nerwowo na łóżko, a ona powolnym, rytmicznym krokiem szła za mną.
-Czego chcesz?!- wrzeszczałam. Ale lalka milczała.
  Wtedy do mojego pokoju wparowała moja mama i kazała mi iść spać bo obudziłam ją i tatę. Kiedy jej powiedziałam o ożywionej lalce powiedziała, że mam się nie wygłupiać i wyszła z pokoju gasząc światło.
  Ale to nie zmieniło tego, że bałam się tej lalki, aż do następnej podobnej sytuacji. Mianowicie kiedy zostałam sama na noc z babcią, lalka znów "ożyła". Ale przemówiła. Byłam przerażona, ale pokonywałam strach w sobie, a lalka utwierdzała mnie w przekonaniu, że mnie nie skrzywdzi. 
  Rozmawiałam z nią całą noc. Opowiedziała mi o swoim dotychczasowym "życiu". Ponoć miała już ponad pięćdziesiąt lat. Jej opowieści były pasjonujące dla tak małego dziecka. Lubiłam jej słuchać, od tamtej nocy co wieczór coś mi opowiadała, mówiła o tym gdzie mieszkała, jakie dziewczynki się nią bawiły.
  Co dziwniejsze wolałam rozmawiać z nią niż z innymi dziećmi, czy nawet z rodzicami. Lucy, bo tak nazywała się lalka opowiadała mi jak okropni są ludzie, że to tylko takie "Ziemskie pasożyty". A ja jej wierzyłam...
  Wsłuchiwałam się w jej słowa jak by była moim małym bóstwem. Gorzej było gdy mówiła mi co robić, a ja posłusznie wykonywałam jej polecenia. Robiłam groźne i niebezpieczne pułapki w całym domu, sama nie wiem dlaczego. Lucy mówiła, że muszę się pozbyć pasożytów, nie rozumiałam o co jej chodzi, ale to była fajna zabawa robić innym psikusy.
  Nie zdawałam sobie sprawy, że to może się tak źle skończyć...
  W domu pułapki znajdywała mama i za każą dostawałam po tyłku. Jedyne co martwiło moją mamę to fakt, że nikt nie wiedział skąd mam pomysły na tak niebezpieczne rzeczy. Przez to coraz częściej zostawała ze mną babcia, rodzice bali się mnie zostawiać samej żebym nie zrobiła sobie krzywdy.
  I na nieszczęście wszystkich w jedną z tych pułapek wpadła moja babcia. To były dwa kuchenne noże zawieszone na żyłkach nad drzwiami, wystarczyło, że ktoś otworzy drzwi, a noże podetną mu gardło jednym płynnym ruchem. Lalka powiedziała mi, że to nic złego, że ona śpi i jest teraz z dziadkiem. Byłam szczęśliwa, głaskałam ją po poplamionych włosach nucąc kołysanki które co noc mi śpiewała. 
  Rodzice gdy wrócili do domu i to ujrzeli omal nie dostali zawału. Odciągnęli mnie od babci i dzwonili po karetkę i policję. Ja w kółko powtarzałam, że babcia tylko śpi, że jest szczęśliwa i widzi dziadka. Byłam takim głupim dzieckiem.
  Policja ustaliła, że nikt oprócz mnie nie mógł zrobić tej "pułapki" która zabiła moją babcię. Wysłano mnie przez to do specjalnego lekarza. Tam wyznałam, że Lucy powiedziała iż to nic złego dawać zasnąć ludziom, że trzeba im pomóc bo jest ich za dużo. Gdy lekarka pytała o Lucy opowiadałam z oporem, gdyż moja szmaciana przyjaciółka zabroniła mi o sobie mówić, ale powiedziałam iż to lalka, która ze mną rozmawia.
  Diagnoza była jednoznaczna. Zabrano mnie rodzicom i zamknięto w jakimś dziwnym ośrodku. Wtedy był to dla mnie tylko zwykły biały budynek z kratami w oknach, dopiero po latach zdążyłam zrozumieć, że próbują mnie tu leczyć, ale ja nie uginałam się, nocami słyszałam głos Lucy, prosiła bym do niej uciekła, bym znów pomagała jej pozbywać się pasożytów. Ale nie umiałam uciec.
  Do teraz tutaj siedzę, ale już nie chcę pomagać Lucy, czasem mam wrażenie, że ją słyszę, że ona wciąż na mnie czeka, ale lekarze mówią, że jeśli naprawdę się poprawia to niedługo stąd wyjdę. Tylko, że oni nie wiedzą, nie mają pojęcia, Lucy nigdy się nie poddaje, jak nie ja to kto inny pomoże jej zabijać niewinnych ludzi. Ona jest bezwzględna, ale nikt nie chce uwierzyć obłąkanej dziewczynie w gadające lalki. Ale ona istnieje, jest groźna. Mnie też zabije jak tylko mnie stąd wypuszczą, ale lekarze nie wierzą, wmawiają mi że to wszystko siedzie tylko w mojej głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz