niedziela, 6 października 2013

Zakochani

 Śpij słodko kochanie, powiedział kiedy kładł się obok i gasił światło. Ona już praktycznie spała, ale coś odmruknęła, brzmiało to raczej jak jakieś "hrrmmmmhmmmmhrrr", ale jednak ucieszyło go to i jak głupi uśmiechnął się do jej nieświadomej twarzyczki. Była młodsza, sporo młodsza dziesięć lat, ale on ją kochał całym sobą, nie obchodziło go, że ona ma zaledwie 14 lat.
 W pokoju było całkiem ciemno, brązowe zasłony nie przepuszczały świateł zza okna, założyli takie tylko dlatego, że przeszkadzało jej światło lampy tuż za oknem. Był głupi na jej punkcie i zrobił by dla niej wszystko, gdyby chciała to pewnie by i zamurował to durne okno.
 Zamieszali razem jakiś miesiąc temu, ona uciekła z domu, a on wynajął małe zapuszczone mieszkanie za miastem. Żyło im się całkiem dobrze. On wstawał wcześnie rano i szedł do pracy, a ona zostawała sama w domu na kilka lub kilkanaście godzin, bo porzuciła szkołę.


 Nikt nie wiedział co właściwie taka małolata może robić sama w takim byle jakim mieszkaniu przez tak długi czas. Bo przecież zerwała kontakt z rodziną i "przyjaciółmi", nigdy nie nazywała tak swoich znajomych, uważała iż jest ponad nimi, a jego strasznie podniecało, że ona jest taka zimna i podła jak na 14 latkę.
 Najbardziej lubił kiedy w nocy budziła się i zaczynała się do niego dobierać, była taka gorąca kiedy po prostu w środku nocy pieściła go ustami, kiedy szeptał mu zbereźne teksty do uszu, a on nie potrafił wytrzymać i pieprzył ja tak mocno jak tylko potrafił. Między nimi budziła się prawdziwa, niezdrowa namiętność. Często budzili się z posiniaczoną skórą, ale ona tego chciała, chciała odczuwać ból kiedy nocą się kochali, to było jej napędem.
 Mimo, że tylko on pracował i pieniędzy nie było dużo ona zawsze chodziła w drogich ubraniach, raczej pasujących do drogiej dziwki, a nie 14 latki która powinna siedzieć w szkolnej ławce i cieszyć się dzieciństwem. On był tak zapatrzony w nią, że nie zauważył jak jego ukochana się zmieniała, miała coraz więcej blizn i ran na ciele, a przecież on starał się być dla niej delikatniejszy, nie chciał spełniać wszystkich jej zachcianek, była kobietą jego życia, chciał się nią cieszyć do końca życia.
 Dlatego też nie zauważył, że jego ukochana małolata zaczęła się puszczać. Kiedy on ciężko pracował żeby zapłacić czynsz i rachunki, ona zapraszała bogatych fagasów do mieszkania, którzy zrobili by dla niej wszystko, a do tego dużo płacili za te przyjemności. Była najgorętszą dziwką u jakiej byli, mówili.
 Życie ją psuło nie potrafiła zatrzymać wiru w który wpadła, nie chciała już zbliżeń ze swoim ukochanym, którego tak naprawdę już przestała kochać, nie czuła, nie chciała uczuć. Zaczęła sięgać po prochy, coraz częściej znajdował ją gdzieś koło blokowego śmietnika. Ale przymykał na to oko, nie chciał żeby go zostawiła.
 Dopiero kiedy wróciwszy do domu zastał swoją piękną kobietę w łóżku z jakimś grubym obleśnym facetem, kiedy go ujeżdżała jednocześnie wstrzykując sobie jakieś gówno w żyłę. Stracił wtedy cierpliwość. Oni go nawet nie zauważyli co wyszło mu na dobre. Sięgnął do małego składziku koło kuchni, wyciągnął pistolet z małej niedostrzegalnej skrzynki schowanej pod stertą gratów. Odbezpieczył broń i zaczął strzelać. Nie chciał tego, ale coś w nim pękło. Najpierw strzelił do grubasa, który prawdopodobnie był dilerem, jego tłuste sadło się zatrzęsło jak galareta, a z wnętrza wytrysnęła czerwona, gorąca krew. Wtedy jego była ukochana spadła z opasłego cielska, a z ręki wypadła do połowy opróżniona strzykawka. Rozszerzonymi oczyma spojrzała na jego rozwścieczoną twarz. Uklęknęła szukając strzykawki drobnymi dłońmi. Ale on kopnął ja gdzieś w kąt i kopnął jej prosto w twarz. Odskoczyła i uderzyła głową w kaloryfer. Ze skroni popłynęła stróżka ciepłej cieczy. A jego oczy płonęły prawdziwym szczęściem. Wycelował lufę prosto w jej twarz i pociągnął za spust jeszcze nim ona zdążyła wrzasnąć. Kula trafiła prosto w czoło, czaszka po prostu się rozprysnęła. Na ścianę poleciała krew, fragmenty szarej glutowatej mazi, mózgu i odłamki czaszki.
 Kiedy umył ręce i się przebrał zbiegł na dół i zabrał kanister z benzyną. Wracając do mieszkania pogwizdywał radośnie. Nim oblał wszystko łatwopalnym płynem, zaczął się histerycznie śmiać. To było takie piękne. Miał gdzieś konsekwencje, odkręcił korek i polał ciała, meble, zasłony, te brązowe które specjalnie dla niej zawiesił. Z kieszeni wyciągnął błyszczącą zapalniczkę, od roku palił jak smok, rzucił nią na jej ciało i wszystko zajęło się ogniem. A on jak nigdy nic zamknął mieszkanie na klucz i wsiadł do samochodu.
 Pojechał jak najdalej się da. Teraz będzie układał sobie życie gdzie indziej, ale coś siedziało w nim i nie potrafiło przestać myśleć o tym uczuciu które towarzyszył strzałom, wtedy czuł się spełniony. Chciał to powtórzyć, jechał do nowego miejsca. Może znów się zakocha w osiedlowej dziwce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz