czwartek, 31 października 2013

Halloween

 Autobus nie zatrzymywał się jeszcze przez długi czas. Wszystko za oknami pogrążone było w ciemności. Nie wiedziała, ani tym bardziej nie widziała dokąd zabiera ją "nawiedzony" pojazd. Była co najmniej przerażona.
 Martwi ludzie siedzący przed nią nie poruszali się, byli jak zaklęci, przemienieni w posągi. Ale wiedziała, że są gotowi w każdej chwili ją zaatakować gdyby tylko wykonała jakiś gwałtowny ruch. Dlatego siedziała sparaliżowana strachem, cała blada i łzami w oczach czekając, to czekanie połączone z niewiedzą było najgorsze.
 Sekundy zamieniały się w minuty, minuty w godziny. Czuła, że z nerwów robi jej się niedobrze, chociaż to mogło być przez wszechobecny zapach gnijących ciał. Chciała żeby to się już skończyło...
 Nagle autobus zatrzymał się i z całą mocą szarpną pasażerami, dziewczyna uderzyła głową w fotel przed nią i straciła przytomność.

***
 Obudziła się nieco skołowana. Kiedy chciała się rozejrzeć, rozbudzić, rozprostować zdrętwiałe kończyny, nie mogła, poczuła wtedy tylko mocny ucisk w kilku miejscach. Nie mogła poruszać rękami, ani nogami, głowa trzeb była w większości unieruchomiona. Dopiero po chwili kiedy zawroty głowy minęły, umysł oczyścił się z karuzeli myśli, zorientowała się iż znajduje się w pozycji pionowej i jest do czegoś przywiązana. Lina uciskała ją na szyi, pod biustem, pod kolanami, miała związane też nadgarstki i kostki. Na tyle na ile mogła wytężyła wzrok, ale w ciemności nic nie było widać. Panika rosła z każdą sekundą.
 Coś z głuchym łoskotem upadło gdzieś pod jej nogami, widziała jasną poświatę, nic więcej. Kilka sekund później usłyszała chlupot i poczuła na sobie jakiś płyn, ktoś oblewał ją i to co było pod nią, czuła dziwny zapach, prawie od razu zrozumiała, to była benzyna.
 Ogień podłożony pod jej nogami powiększał się jak szalony. Zrozumiała o co chodziło, nie do końca, ale przynajmniej wiedziała co się dzieje. Ktoś chciał ją spalić na stosie.   
 Dlaczego ktoś chce mnie spalić żywcem jak jakąś średniowieczną czarownicę?! Skołatane myśli, strach i panika. Nie potrafiła jasno myśleć, czuła jak coraz gorętsze powietrze wędrowało z ogniem coraz wyżej, gorąc dotykał jej skóry, ogień zaraz miał dosięgnąć jej oblanego łatwopalną substancją ciała. Bała się jak jeszcze nigdy w życiu.
 Coraz większe płomienie ognia zaczęły oświetlać wszystko w okół, słabo, ale na tyle by wychwycić co tam się znajdowało. Rozszalałym ze strachu wzrokiem starała się wychwycić co dokładnie widzi. Stali tam ludzie... Nie to te zombie, czuła na sobie ich zadowolone oczka, ale tam na pewno był ktoś jeszcze, nie widziała ale czuła. W głowie pojawiały się obrazy, ale to nie były jej myśli. Wiedziała, że tą zgrają ktoś dowodził, pilnował ich. Tylko kto??? 
 Ogień dosięgał już jej stóp. Ból był okropny, nie do zniesienia. Wyła i krzyczała, wśród zombie podniósł się dziwny dźwięk, jak by jakoś okazywały swoją radość, że ona czuła ból. Ale nie miała siły o tym myśleć. Palący gorąc wypełnił jej cały umysł. Starała się nie myśleć o tym co czuje, ale ból był zbyt wielki. 
 Po niedługiej chwili ogniem zajęło się oblane benzyną ubranie, teraz już tylko modliła się żeby już umarła, żeby nie czułą tego okropnego cierpienia. Zapomniała o zombich, zapomniała o tym że ktoś z nimi jest. Krzyczała, płakała, wołała o pomoc. Prosiła by ktoś ją dobił, zastrzelił, skrócił cierpienia. 
 Wtem rozległ się donośny, męski głos. Przez chwilę ból odszedł w niepamięć, skupiła się tylko na tym. Osoba wyłoniła się powoli z tłumu śmierdzących paskud. Był to mężczyzna, raczej na pewno, w ciemnym długim płaszczu z kapturem. Nie widziała przez to jego twarzy. Mężczyzna recytował prawdopodobnie jakąś modlitwę, chyba po łacinie, przynajmniej tak jej się wydawało. 
 Zaczęły jej płonąć włosy, ciało paliło się, czuła jak by ktoś żywcem wrzucił ją do pieca, ale to nie była tylko bajkowa wyobraźnia, gdzie dzieci śmiały by się ze spalonej wiedźmy, która z poparzonym tyłkiem wyskoczy z komina. Teraz po prostu umierała, a jej spalone zwłoki posłużą jakimś chorym pogańskim rytuałom.
 ***
 Ogień nie gasł jeszcze długo, ale krzyki ucichły, umarła. Zombiaki nagle ożyły, nie dosłownie, ale uradowane podbiegły do płomieni. Mężczyzna który do tego momentu recytował rytualne modlitwy również umilkł, jak martwa już dziewczyna. Przyglądał się tylko z radością jak jego armia przedostaje się przez otworzony portal do świata zmarłych, nie, nie chodzi o wymyślone przez ludzi niebo, czy też piekło. One trafiły teraz gdzieś gdzie śmierć jest panią wszystkiego, gdzie czas nie miał znaczenia, wszystko było idealne, a ten który owy portal otworzył miał zamiar zawładnąć tym wymiarem. I to właśnie początek jego historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz