Mieliście kiedyś, chociażby jako dzieci, irracjonalną fobię, że nagle wyjdziecie ze swojego pokoju i wszyscy zaczną mówić w innym języku i nikt Cię nie zrozumie, albo, że wszyscy przestaną Cię zauważać i będziesz niewidzialny? O tuż ja miałam takie fobie. Bardzo często bałam się, że stanę się niezauważalna.
Od dziecka bałam się zbyt długo przebywać w samotności. Tylko dlatego, że nie chciałam by coś mnie ominęło, albo żeby wszyscy nagle gdzieś zniknęli. Rodzice kilkakrotnie zabierali mnie do psychologów, psychiatrów. Ale zazwyczaj lekarze mówili rodzicom, że nie ma się czego bać. Że z czasem to przejdzie, gdyż nic, po za tą fobią, mi nie jest.
Jednakowoż tak się nie stało. Fobia nie minęła, aż do teraz.
Od dawna chodzę regularnie do psychologa na prywatne sesje, próbuję się leczyć. Od dłuższego czasu mieszkam już sama. No i chyba tutaj tkwi problem. Bo z tego co mi wiadomo moja fobia właśnie z tego się bierze, z samotności.
Leczę się już bardzo długo. Ale żaden lekarz mi nie pomógł. Zmieniałam już lekarza pięciokrotnie, żaden nie podołał. A moja fobia się nasiliła. Słyszę głosy! Zawsze kiedy jestem sama w zamkniętym pomieszczeniu, mówią do mnie, szepczą. Coraz bardziej świruję, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Mój ostatni lekarz stwierdził u mnie schizofrenię. Wtedy z niego zrezygnowałam, nie wiem dlaczego, ale nie chciałam by mnie leczył. Dopiero teraz kiedy to jest tak wyraźne wracam do lekarza.
Leczenie jest w trakcie działania. Dostaję leki na uspokojenie i jakieś jeszcze. Nie znam się na tym więc nie wiem. Po ostatniej wizycie lekarz uznał, że dobrze by było żebym na jakiś czas udała się do ośrodka dla chorych psychicznie. Na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona, ale powiedział mi, że jeśli się nie zgodzę on i tak będzie mnie musiał tam wysłać. Zgodziłam się.
Jestem w zakładzie. Mam swój pokój. Wszystko było by dobrze gdyby nie to, że tutaj głosy są głośniejsze i jeszcze więcej czasu spędzam sama. Pytałam lekarzy czy nie zmienili leków, ale niewiele się dowiedziałam, podobno podają mi jakiś nowy. Wczoraj nawet wydawało mi się, że w nocy ktoś chodził po moim pokoju, a kiedy zapytałam personel, powiedzieli, że nie ma nawet możliwości wejść tam w nocy, a obchód był przed ciszą nocną.
Każdego następnego dnia było coraz gorzej. Płakałam i prosiłam lekarzy by coś zrobili, ale oni nie chcieli reagować. Głosy mówiły, że już niedługo nikt nie będzie mnie zauważać, nawet osoby które muszą się mną zajmować. Że będę niczym powietrze. Bałam się i to bardzo, błagałam o pomoc.
Głosy miały racje! Wybiegłam z pokoju w środku nocy kiedy zaczęły krzyczeć. Nie zapaliło się światło ostrzegawcze, pielęgniarka nie wybiegła sprawdzić co się dzieje. Po prostu było cicho i ponuro. Wbiegłam do jednego z pokoi, ale śpiący tam człowiek nawet nie drgnął. Chciałam wybiec z mojego oddziału, ale główne drzwi były zamknięte. Szarpałam się, krzyczałam, ale dalej nikt nie zwracał uwagi. Za głównymi drzwiami ktoś przechodził, zapewne ktoś z personelu. Chciałam zwrócić na siebie uwagę, mało brakowało, a wybiła bym szybę w drzwiach. Oni mnie nie widzieli? A może robili to specjalnie.
Za swoimi plecami poczułam chłód. Miałam wrażenie, że nie jestem sama, ale gdy się odwróciłam nie było tam zupełnie nic. Chciałam wrócić do pokoju i zasnąć...
Obudziłam się obolała. Z każdej strony było biało, siedziałam na miękkiej podłodze. A ręce miałam skrępowane. Kaftan? Dlaczego kaftan?
Wieczorem miałam spotkanie z lekarzem. Dowiedziałam się, że w nocy obudziłam cały oddział, nie dałam się złapać personelowi, i rozwaliłam drzwi połowy pacjentów. Nie mogli sobie ze mną poradzić i zamknęli mnie na oddziale zamkniętym? Tak właśnie się stało, po tej rozmowie z lekarzem nie spodziewałam się stąd wyjść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz