Latem gdy zaczynały się wakacje dużo dzieci przyjeżdżało na wieś głównie za namową rodziców, wiadomo iż rodzice chcą czasem odpocząć od dzieci. Ale te mniejsze pociechy nie robiły z tego powodu kłopotu. Lubiły spotykać się z innymi dziećmi kiedy nie musiały się uczyć.
Letnie wieczory były długie i przyjemne, więc dzieci za zgodą swoich letnich opiekunów, czasem i bez zgody wymykały się na nocne spotkania z przyjaciółmi. Co się wtedy działo? Dzieciaki opowiadały sobie straszne historie, najczęściej zmyślały tylko po to by być bardziej cool w oczach reszty.
Do grona tych dzieciaków należało rodzeństwo Elizabeth i Florian. Byli bliźniakami. Zawsze jeździli na wakacje razem i zawsze opowiadali najlepsze straszne historie. Mieli bardzo bujną wyobraźnię. A żeby reszta dzieciaków bardziej się bała kiedy jedno z bliźniąt opowiadało, drugie chowało się gdzieś w krzakach by straszyć inne dzieciaki.
Często jakiś dzieciak uciekał z krzykiem kiedy przy opowieści o żywych trupach Eliza lub Florian złapał go za kostkę, lub przy opowieści o nocnych potworach zawył w krzakach. Ale to dawało radość bliźniętom. Lubiły straszyć inne dzieci, aż do dnia kiedy to się na nich w pewien sposób zemściło.
Ostatni dzień wakacji równał się z powrotem do domu. Bliźniaki pakowały się w swoim letnim pokoju wciąż radosne ostatnią udaną nocą. Opowiadali sobie co mogli by robić za rok.
-A może tak maski? Jakieś kostium?
-Co ty głupia jesteś? Przecież które z nas zdąży się tak szybko przebrać?
-W sumie i racja, ale maski to dobry pomysł, hihi.
Rozmowa beztrosko ciągnęła się dalej, dzieci snuły rożne pomysły, wymyślały o czym mogły by opowiadać i tak dalej.Autobus którym Florian i Elizabeth mieli wracać miał nadjechać dopiero wieczorem, więc bliźniaki wybrały się na krótki spacer po okolicy.
Tego dnia wszystkie uliczki, gospodarstwa i nawet miasteczko były wyjątkowo ciche i spokojne. Ludzi nie było widać, ani słychać. Wiatr szumiał leniwie, chmury sunęły po niebie. Nie działo się nic nadzwyczajnego, gdyby nie ta dziwaczna pustka.
Jednak rodzeństwo jak to dzieci olały ten dziwny przypadek i poszły dalej w swoje ulubione miejsce. Poszły nad jezioro, tam było naprawdę pięknie, czy to w dzień, czy w nocy. Zawsze było tak cudownie.
-A może tak o umarlakach siedzących na dnie, którzy wynurzają się z wody o północy?
-Nie głupi pomysł bracie! Trzeba to spisać.
-Tak, to będzie dobra opowieść, trzeba ją tylko dopracować a reszta będzie sikać w majtki.
Elizabeth namówiła brata by zostali nad jeziorem do wieczora, gdyż z tym miejscem nie chciała się żegnać, oczywiście Florian nie umiał odmówić swojej siostrze, tak więc siedzieli tam bardzo długo. Rozmawiali, patrzyli w niebo, nabijali się z tego jak inne dzieci boją się ich opowieści. Byli tacy beztroscy.
Gdy wrócili do domu dostali porządne manto od swojej ciotki Ester, ale nie przejęli się tym. Zabrali walizki i popędzili na przystanek. Było już ciemno co strasznie cieszyło oboje dzieci. Autobus przyjechał po niespełna pięciu minutach od przybycia bliźniaków, więc uradowane zajęły ulubione miejsca z samego tyłu autobusu.
Droga strasznie się im dłużyła, a w pojeździe nie przybywało pasażerów. Po dłuższym czasie ten fakt zaczął niepokoić dzieci. Florian z nudów chodził pomiędzy fotelami autobusu, a Eliza leżała na tylnych siedzeniach. Chłopiec dostał upomnienie od kierowcy, to też później nie ruszał się ze swojego miejsca.
Kiedy byli jakąś godzinę drogi od domu do autobusu wsiadł pewien mężczyzna, wysoki, blady, czarne włosy, nie widzieli jedynie twarzy. Ale to nie zraziło dzieci by dowiedzieć się kto to. Ostatecznie do podejścia do owego faceta wybrano Floriana, dziewczynka miała więcej argumentów. Florek podszedł do mężczyzny, ale ten wyglądał jak by spał. Więc chłopiec szturchnął nieznajomego.
-Czego chcesz dzieciaku? - prychnął mężczyzna, niezbyt zachwycony rozmową z jakimś dzieciakiem.
-Kim pan jest? Jak się pan nazywa? Gdzie pan jedzie?
-Dzieciaku daj mi spokój, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. - w tym momencie mężczyzna spojrzał chłopcu prosto w oczy.
Chłopiec wrócił na swoje miejsce, usiadł obok siostry i nie odzywał się. Elizabeth próbowała dowiedzieć się jak przebiegła rozmowa z tym facetem, ale brat milczał, gapiąc się w podłogę. Poddała się. Jednak gdy jej brat przed dłuższy czas się nie odzywał i nawet nie ruszał zaczęła panikować. Szarpała brata za ramię, krzyczała na niego, ale to było na nic.
Na przedostatnim przystanku tajemniczy mężczyzna wysiadł z autobusu. Rodzeństwo zostało samo, pomijając kierowcę. Florian nadal nie wykazywał życia. Eliza kopnęła go z całej siły. Wtedy chłopiec dostał szału. Jego oczy były pełne złości, a co straszniejsze były mętne i nieobecne. Rzucił się na siostrę. Zaczął nią szarpać, gryźć. Dziewczynka próbowała się bronić, ale brat miał nader dużo siły. Wgryzał się w jej skórę powodując niemały ból.
Po kilku minutach szarpaniny Eliza przestała się bronić. Rodzeństwo wstało, otrzepało ubrania i jak gdyby nigdy nic pokierowało się w stronę kierowcy. Autobus właśnie miał się zatrzymać na ostatnim przystanku, kiedy tylko zadziałały hamulce, a siwy kierowca uśmiechnął się do małych pasażerów stało się coś czego kierowca się nie spodziewał. Dwa małe, mętnookie potworki rzuciły się na niego rozszarpując jego ciało na.
Drzwi autobusu się otwarły, dzieci zbrudzone krwią wybiegły na zewnątrz. Nasłuchiwały dźwięków wskazujących na ludzi, węszyły próbując złapać trop. Jednak były spokojne. Oprócz dziwnych oczu i zakrwawionych twarzy i ubrań, niczym się nie wyróżniały.
Najpierw pokierowały się do swojego domu. Wciąż były głodne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz