środa, 3 grudnia 2014

Destroyed rebel. (beginning) cz.1

Cz.4
       → http://zakamarkiistnienia.blogspot.com/2015/02/destroyed-rebel-magical-place-cz4.html

Jej smutne oczy wędrowały leniwie sunąc po krajobrazie pędzącym za zaparowaną szybą, po której powolnie spływały parujące krople. Obraz przesuwający się za oknem spowijało delikatne światło zachodzącego słońca. Ten zabieg natury powodował we wnętrzu dziewczyny przyjemne wspomnienia. Jednak teraz, nie miało to większego znaczenia. 
Autobus świecący pustkami kierował się w stronę niewielkiego miasta, spowitego smogiem spalin i ogólnym zniszczeniem podupadającej cywilizacji. Rozmyślenia całkowicie pochłonęły pasażerkę. Myślała właśnie na temat swojego marnego dnia. Miała, bowiem spędzić kilka następnych godzin w starym rozpadającym się budynku. Szczerze nienawidziła tego miejsca, czuła się tam nieswojo i źle. Na jej nieszczęście musiała przesiadywać, co najmniej kilka godzin tygodniowo w tym śmierdzącym moczem i medykamentami miejscu. 
Autobus gwałtownie zahamował wydając z siebie przenikliwy pisk ocierających o siebie hamulców, co wyrwało zamyśloną dziewczynę z letargu. Drzwi otworzyły się z cichym sykiem zasysanego powietrza. Dziewczyna zebrała obszarpaną torbę z siedzenia obok siebie i wybiegła z pojazdu, omal nie potykając się na schodkach. 
Kierowca nawet na nią nie spojrzał. Za plecami dziewczyny znów dał się słyszeć syk, tym razem zamykanych drzwi pojazdu. Silnik zacharczał i autobus powoli wtoczył się na ulice, odjeżdżając w głąb podupadających miejskich zabudowań.
Niebo znacznie pociemniało. Latarnie zaczęły niepokojąco mrugać żółtawym światłem, oświetlając raz po raz zabrudzoną uliczkę. Kałuże brudu odbijały delikatne, acz stanowcze światła. Gdzieś między śmietnikami było słychać szelest.
I znów to samo -pomyślała w duchu. Ciężkim krokiem podążyła ponurą uliczką, znajdująca się między dwiema obdrapanymi kamienicami. Gdzieś z oddali dobiegały dźwięki tego pogruchotanego miasta. Syreny policyjnych radiowozów mieszały się z wrzaskami dzieci, ginąc gdzieś w oddali świadomości. Zazwyczaj pokonywała tę trasę z słuchawkami na uszach, nie pasowała jej ta sceneria, te dźwięki, ale jak na złość słuchawki przestały działać. Sytuacja finansowa nie sprzyjała, więc nie mogła sprawić sobie nowych.
Ciężkie buty powodowały, że jej kroki zdawały się być donośniejsze, niżeli były w rzeczywistości. Niebo spowijała noc. Dźwięki wieczornego miasta cichły w porównaniu do jej kłębiących się w głowie myśli.
Wreszcie stanęła przed stosunkowo wysoką ceglaną fasadą. Budynek nie wyglądał zachęcająco, był ukryty w cieniu drzew, a w oknach znajdowały się kraty. –Cóż, ktoś faktycznie mógłby chcieć wyskoczyć z tych okien- szczerze uśmiechnęła się do siebie szepcząc te słowa pod nosem. Jeszcze raz omiotła wzrokiem budynek. Znała go aż za dobrze. Nie chciała znów tu siedzieć. Nie widziała w tym nic pożytecznego. Znów będzie musiała opowiadać o minionym tygodniu, o tym iż na nikogo nie rzuciła się z pazurami...
Pchnęła drzwi ciężkim butem. Dłonie wciąż trzymała schowane w kieszeniach starej, wyblakłej kurtki. Wchodząc w słaby blask jarzeniówki oświetlającej korytarz, zrzuciła z głowy kaptur, a spod materiału wyłoniły się długie białe włosy, niedbale spięte w koński ogon.
Wchodząc wgłąb ponurego korytarza, rzuciła ponure spojrzenie, równie ponuremu portierowi. Znał ją na tyle dobrze, że od razu wpuścił ją do środka, otwierając ze swojej bezpiecznej klitki drzwi prowadzące na oddział.
I znowu...




 
Zdjęcie pochodzi z witryny tumblr.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz