Tak dziś myślałam... i skoro ja mam zły humor to może dziś coś dobrego napisze...
Mijały godziny, a zegar wciąż pokazywał dwunastą, sam środek nocy. Na podłodze rozłożony był koc, przytarty i zniszczony. Wokół niego poustawiane świeczki, niektóre się paliły inne powoli gasły. W pokoju panował półmrok, nie było widać nic poza fragmentami dywanu i punkcikami gasnących świec.
Jednak można było dostrzec coś jeszcze, coś co było niepewne jak fatum na pustyni. Była to niewyraźna sylwetka człowieka, nie było widać nic poza niewyraźnym kształtem.
Ta niewyraźna osoba siedziała na samym środku dywanu i kołysząc się nierówno mamrotała coś sama do siebie.. a może jednak nie do siebie?.. Świeczki zaczynały gasnąć, w pokoju panował dziwny chłód mimo iż był środek lata..
Postać zaczęła unosić ręce w górę, w prawej dłoni coś trzymała, ale z powodu mroku nie można dojrzeć co to. Świeczki rozbłysły na chwilę jaśniej, jak pod wpływem jakiegoś zaklęcia.. Przez ułamek sekundy można było spojrzeć na tę tajemniczą postać w świetle. Lecz najbardziej rzucał się w oczy nóż który miała w ręce. I nagle w ciemnościach jej dłoń zbliżyła nóż do twarzy i rozcięła policzek.. Gy popłynęła krew świeczki zgasły. Jęk bólu osoby odbił się echem od ścian pustego pokoju.
Po tym zdarzeniu w pokoju zapadła cisza na długi czas, tak by się mogło wydawać. Jednak po kilku minutach świeczki zabłysły, ujawniając to co kryło się w mroku. Na dywanie leżała zakrwawiona dziewczyna, martwa. Miała pokaleczoną twarz, ręce i nogi. Ciało leżało w kałuży własnej krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz