sobota, 24 listopada 2012

Wieczna miłość

  Siedział spokojnie na kanapie i czytał gazetę. Wiedział, że jest sam w domu, jednak spodziewał się, że to się niebawem zmieni. Było nader cicho. Nikt nie podejrzewał by, że o godzinie 01:00 w nocy będzie miał gościa, jednak on wiedział, po prostu wiedział..
  Mijały minuty. Powoli robił się senny. Ale już czuł, czuł, że ona się zbliża. Jest coraz bliżej. Nie widział jej już tak wiele dni. Ogromnie za nią tęsknił. Wiedział, że już nigdy nie będzie taka jak kiedyś. Nie będzie się uśmiechała, nie będzie szczęśliwa. Będzie tu tylko dla tego, że on tak chce, bo jest głupim egoistą. Po co chciał ją tutaj ściągnąć, nie powinno jej tu być. Powinna mieć spokój.

  O tak była coraz bliżej, aż ciarki przechodziły go po plecach. Czuł chłód w całym domu, mimo, że ogrzewanie było włączone. Wstał z kanapy, poszedł do kuchni i wyjrzał przez okno. Cała okolica pogrążyła się w ciężkiej i białej jak śnieg mgle. Tylko światło księżyca nieco oświetlało ulicę przed domem.
  Wyszedł przed dom, było cicho, wręcz za cicho jak na tę okolicę. Ale wiedział, że za chwilę będzie najszczęśliwszy. Spełni się jego marzenie by znów z nią być. Tak bardzo tęsknił. Stał w tylnych drzwiach domu, nie chciał by ktoś jeszcze widział to co się wydarzy, był samolubnym egoistą. Nie chciał się nią z nikim dzielić, a była taka piękna gdy widział ją po raz ostatni.
  Wytężył wzrok, z mgły zaczęła wyłaniać się sylwetka, ciemna i niewyraźna. Był pewien, że to właśnie ona, ta którą tak bardzo kochał i pragnął. Szła w jego stronę, wyglądała na przygarbioną, była nienaturalnie powyginana. Szła bardzo powoli. Wręcz wlokła swoje niezbyt władne ciało. Była coraz bliżej. Czuł narastające szczęście. Nawet teraz była dla niego taka piękna.
  Kiedy była tak blisko czuł ciepło w całym ciele, była już tak blisko. Podeszła do niego. Miała nieobecny wyraz twarzy. Wyglądała na nieszczęśliwą. Wiedział, że tak będzie. Ale on był w siódmym niebie. Była taka blada, i nieczysta, wręcz śmierdziała stęchlizną. Chwiała się na własnych krzywych nogach. Miała ziemie we włosach. Oczy były wręcz wodniste, mętne. Złapał ją za rękę. Była taka zimna. Wprowadził ją do domu. Przytulił do siebie. Była taka lodowata, ale nie przeszkadzało mu to. Nie ruszała się, stała w miejscu i patrzyła gdzieś nieobecnie. Miała porozdzierane ubranie. To w którym została zakopana.
  Przyniósł jej czyste ubrania, nie wyrzucił ich, czekał aż ona wróci. I wróciła, ale nawet na niego nie patrzyła. Najwyraźniej coś było nie tak. Ale spodziewał się, że ona będzie taka "pusta".
 Był taki szczęśliwy, z TRUPEM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz