sobota, 4 maja 2013

Irracjonalna fobia

  Nienawidzę szkoły. Myślisz, że mówię to bo nie lubię nauczycieli czy sprawdzianów? Nie! Tutaj nie o to chodzi, ja jej nienawidzę bo się boję. Panicznie się jej boję, a nikt nie chce mi uwierzyć, mówią iż to tylko moje wymysły byle by tylko uniknąć uczenia się czy pójścia do tej zasranej szkoły, ale to nie tak!
  To zaczęło się niedawno kiedy zmieniłem szkołę, niby super sprawa zacząć wszystko od nowa, poznać nowych ludzi, wyrobić sobie pozytywną opinię. Jednak ja się nie cieszyłem, to znaczy na początku tak, aż do pierwszego tygodnia nauki.


  Ludzie w nowej klasie od razu mnie zaakceptowali, nie mam pojęcia dlaczego skoro zawsze bylem wyrzutkiem, no ale cóż w sumie się z tego cieszyłem. Nauczyciele też byli spoko, nie uważali mnie za gorszego bo jestem z rozbitej rodziny i tak dalej. Traktowano mnie jak wszystkich. No i cieszyło mnie to.
  W piątek po lekcjach (ten cholerny pierwszy tydzień) zauważyłem coś dziwnego za szkołą. A jako że zawsze wracam idąc na skróty przez boisko które właśnie znajduje się za szkołą to nie ma w tym nic dziwnego. A więc zobaczyłem tam kogoś. I w sumie pierwsza reakcja: -Nic wielkiego, ktoś łazi po boisku. Ale to było jakoś wieczorem kiedy się ciemniło, więc im byłem bliżej tego kogoś tym bardziej narastał we mnie niepokój. Co najdziwniejsze kiedy byłem już jakieś dwa metry od tego osobnika on znikł, po prostu się ulotnił.
  Ciary łaziły mi po plecach, ale przemogłem się i biegiem popędziłem do domu. Jednak w myślach wciąż widziałem tą osobę, wszędzie gdzie popatrzałem widziałem niewyraźną sylwetkę człowieka, która odwracała głowę by na mnie spojrzeć.
  Nie mówiłem o tym nikomu, nie chciałem żeby zaraz po tym jak wszyscy mnie zaakceptowali uznano mnie za świra. Tak więc pozostwiłem to sam sobie. Chodziłem jak na szpilkach przez cały weekend, ale ani razu nie zobaczyłem tej postaci. Uff... Dopiero w poniedziałek zaczęły się schody.
  Po lekcjach w poniedziałek umówiłem się z kolegami z klasy na boisku żeby pograć i się powygłupiać, po za tym chcieliśmy się lepiej poznać. Wtedy nie pomyślałem, że boisko=moja irracjonalna fobie przed znikającym człowiekiem. Szybko zebrałem się po obiedzie i popędziłem na boisko. Chłopaki już tam byli. Siedzieliśmy tam ładnych parę godzin.
  Gdzieś koło 18 zadzwonił mój telefon, dzwoniła moja mama żebym już wracał bo zaczyna się ciemnić. Fakt faktem serio robiło się jakoś strasznie ciemno i ponuro. Chłopaki też zaczęli się zbierać, niestety nikt nie szedł w moją stronę. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy.
  No i oczywiście znów widziałem tego kogoś. A chłopaków już nie było zostałem sam w mroku patrząc na tą postać, a nie umiałem odwrócić wzroku. Zacząłem biec żeby nie musieć tam długo przebywać, naprawdę się bałem! Biegłem ile sił w nogach aż nie dotarłem do domu. Nie rozglądałem się i nie patrzyłem za siebie.
  Kładąc się w nocy do łózka byłem spokojny. Włączyłem sobie muzykę na słuchawkach i położyłem głowę na poduszkach. Patrzyłem za okno bo to bardzo odpręża kiedy cały jestem w nerwach. I wtedy w słuchawkach zaczęło coś trzeszczeć, chciałem sprawdzić na telefonie co się dzieje, ale jakaś nieznana mi siła kazała spojrzeć w okno.
  Na moment pojawiła się ta postać, wyraźniejsza widziałem te dziwne mętne oczy wpatrujące się we mnie i ten ponury uśmieszek. Zamrugałem to coś znikło, ale na oknie malował się napis, był czerwony i lejący: "Wiem gdzie mieszkasz, dziękuję iż mi pokazałeś. Do zobaczenia w szkole". Myślałem wtedy że się zesram ze strachu. Zawinąłem się w kołdrę i próbowałem zasnąć.
  Rano próbowałem ubłagać mamie żeby pozwoliła mi zostać w domu, mówiłem że źle się czuję, że nie dam rady, ale ona była nieugięta i musiałem pójść. Cały dzień chodziłem jak kłębek nerwów, z nikim nie gadałem i nie potrafiłem się skupić. Specjalnie urwałem się z ostatniej lekcji byle by wrócić do domu jak najszybciej.
  Ale to nie zmieniło tego, że cały czas czułem iż ktoś za mną podąża. Czułem się jak by ktoś mnie śledził i obserwował z krzaków. Kiedy otwierałem drzwi do domu usłyszałem szelest za swoimi plecami, omal nie zszedłem na zawał, ale okazało się tylko że to moja matka wróciła wcześniej z pracy. Dostał mi się porządny opierdziel, że uciekłem z lekcji.
  Opowiedziałem jej o tym co się dzieje, a ona mnie tylko wyśmiała. Uznała, że jestem za duży na takie bajeczki i kazała mi się ogarnąć. Sama nie miała nastroju na takie wymysły, ale ja mówiłem prawdę. Nie wierzyła mi i to było najgorsze.
  Każdej kolejnej nocy widziałem te okropne oczy za oknem, każdego dnia czułem iż ktoś mnie obserwuje. Powiedziałem o tym kumplom, ale Ci kazali przestać mi się zgrywać i dać spokój z bajkami dla niegrzecznych dzieci. Ostatnią deską ratunku był psycholog w szkole, poszedłem z nim porozmawiać. Wszystko było okej, wysłuchał mnie, był spokojny i opanowany. Ostatecznie powiedział, że zadzwoni do mojej matki. Uznałem iż to dobry pomysł, może ona coś zrozumie, ale nie było tak jak myślałem, on chciał tylko przekazać jej żeby pojechała ze mną do specjalisty!
  Po wizycie u tego "specjalisty" nic się nie zmieniło, a było gorzej! Ten ktoś który cały czas mnie obserwował napisał mi na oknie, że po mnie przyjdzie! Jezu on może po mnie przyjść w każdej chwili. Strasznie się boję, on może być tuż za oknem, błagam pomóż mi chociaż ty!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz