czwartek, 12 lutego 2015

Destroyed rebel (magical place) cz.4

Cz.1 
    Cz.2
       Cz.3

Aby dojść tam gdzie się kierowała musiała zrobić niemal godzinny spacer pieszo, ale to jej nie przeszkadzało. Po drodze miała zamiar odwiedzić starego znajomego, który należał do tej sfery znajomości, jakiej nikt nie powinien mieć. Jednak potrzebowała tego, potrzebowała stracić kolejne parę godzin z życia, zapomnieć o problemach ogniska domowego i odpocząć.
Dzień zaczął się wyjątkowo przyjemnie. Słońce nie raziło, nie było ani gorąco, ani zimno. Wszędzie były ślady po wczorajszej ulewie, kałuże i błoto. Ciężkie buty w połączeniu z błotnistą nawierzchnią powodowały zabawny mlaszczący dźwięk. Każdy krok powodował wyjątkową i niemal niespotykaną u bohaterki euforię, tym bardziej rzadką, iż nie często następowała tuż po wizycie w psychomedycznym domu wariatów
Mijając niewielkie skupisko witryn sklepowych u stóp wiekowej kamienicy zauważyła znajomą sylwetkę. Podeszła zgarbiona rozglądając się wokół. Osobnik w bluzie z kapturem naciągniętym na głowę od razu ją rozpoznał.

- Nona! Kopę lat. Dawno Cię u mnie nie było... Jakieś problemy u świrów?
Wiesz Morti jak to jest, raz przytrzymają Cię na tydzień, raz na miesiąc. Ale tym razem po prostu mam dość tej kontroli... Przejdźmy do rzeczy.
- Dobra maleńka, czas na interesy. Czego potrzebujesz, ostatnio u mnie krucho, także?..
- Spoko. Daj kwasa, albo coś na jego podobieństwo. Wszystko jedno.
- Dla Ciebie moja droga to 30 i do następnego.

Kiwnęła do niego porozumiewawczo głową, że nie będzie z tym problemu. Zakapturzony udając, że kaszle i sięga po chusteczkę wyciągnął z kieszeni małą torebeczkę, natomiast Nona wyciągnęła do niego rękę "na pożegnanie". Wymienili się tym, co mieli i ich drogi się rozeszły.
Przez resztę drogi słuchała corowych kawałków na słuchawkach, momentami mocniej stawiając kroki w rytm muzyki. Nie trwało długo nim dotarła na miejsce. A miejscem tym był obszerny las zarośnięty przez potężne liściaste drzewa. Każde z tych drzew tętniło życiem, a las krył w sobie wiele historii. 
W całej tej plątaninie drzew i krzaków dziewczyna miała swoje ulubione miejsce. Idąc tam musiała przedrzeć się przez gąszcz kolczastych krzewów i ledwie wyrośniętych drzewek, przy okazji potykając się o wystające konary i gęstwinę drobnych korzeni. Jednak dobrze znała tę ścieżkę, miejsce to odwiedzała częściej i znała je dłużej niż kiosk z papierosami na rogu za blokiem. Więc można nazwać ten cichy i spokojny bór za jej drugi dom, chociaż... czemu by nie pierwszy.
Tam gdzie się kierowała stała mała opuszczona chata zbudowana z desek. Niegdyś była to siedziba, nieżyjącego już, leśniczego. Od jego śmierci las jest opuszczony przez ludzi. Czasem przypałętają się tu jednostki podobne do Nony, jednak nie jest to częste, teraz młodzi psychiczni wolą balować między blokami. A czasem przychodzą tu nawet jacyś zbieracze grzybów, pasjonaci roślin czy spacerujący staruszkowie, którzy zostali w życiu całkiem sami. 
Weszła do chaty, w której nie była od blisko miesiąca. Wyjątkowo stęskniła się za butwiejącymi deskami porośniętymi mchem. Wewnątrz stał tylko mały drewniany stolik, bujane krzesło i regał ze zniszczonymi książkami. Na stoliku stała wiekowa lampa naftowa, ale prawdopodobieństwo, że odpalenie jej poskutkuje jakimkolwiek światłem graniczyło z cudem. Kiedyś w rogu chaty stała rdzewiejąca strzelba, jednak od dłuższego czasu jej tu nie było. Nie wiadomo czy ktoś ją ukradł, czy władze zarządzające opieką nad lasem usunęły wszystkie niebezpieczne rzeczy z tego miejsca. Sądząc po tym, jacy są tu ludzie, prawdopodobnie została skradziona przez ciekawe życia dzieciaki. 
Usiadła ciężko na bujanym fotelu, wydychając głośno powietrze. Fotel złowrogo zaskrzypiał, jakby chciał zaprotestować. Oparła nogi na stole i wyciągnęła z kieszeni komórkę. [15:03] pokazywał zegarek na wyświetlaczu. 
- No to czas na odprężenie. 

Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnęła małą torebeczkę. Przejechała po niej palcami. Otworzyła i wyciągnęła z wnętrza niewielkich rozmiarów bibułkę, zauważając przy okazji, że w foliowej torebce została jeszcze jedna. Jemu naprawdę brakuje dupy do towarzystwa... Odganiając myśl o znajomym dilerze położyła bibułkę na języku zamykając oczy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz