Wyszłam z klubu z przyjaciółką. Byłyśmy już zmęczone, i mimo błagań pozostałych wyszłyśmy. Było już późno, po ulicach nie kręciło się za wiele ludzi, samochodów też było nie wiele. W sumie dla nas to była nawet dobra wiadomość. Ja nie przepadam za towarzystwem zbyt dużej ilości obcych, a Kinga nie lubi spacerować po nocy, trudno jej problem. Cały czas plotkowałyśmy i się śmiałyśmy, najgłośniejsze byłyśmy chyba jak szłyśmy przez park. Ale z doświadczenia wiedziałam, że nie powinno tam nikogo być, chyba, że jakaś parka nie miała możliwości pójść do domu, albo jakiś pijak nie miał gdzie nocować. Więc po prostu wyłączyłyśmy tam regulacje dźwięku naszej rozmowy.
Kiedy wychodziłyśmy z parku, w sumie to było najciemniejsze w nim miejsce, miałam wrażenie, że ktoś za nami idzie, ale nie zwróciłam na to uwagi. I wtedy urwał mi się film...
...
Niechętnie otworzyłam oczy, zmusiło mnie do tego rażące białe światło tuż nad moją głową. Nie widziałam nic po za lampą ustawioną tak by mnie oślepiała. Bolały mnie wszystkie mięśnie, miałam problem podnieść rękę, a co dopiero usiąść. Wiem tylko, że leżałam na czymś zimnym i twardym, nie była to bezpośrednio podłoga, nie mam pojęcia czy to był stół, czy jeszcze coś innego. Dopiero po kilku minutach zaczęło do mnie docierać, że powinnam być dawno w domu, że ostatnie co pamiętam to, że szłam z Kingą przez park. Na tym kończyła się moją pamięć. I od razu zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Kinga. Wielokrotnie próbowałam się podnieść, ale bezskutecznie. Miałam bezwładne nogi.
Wydaje mi się, że zasnęłam. Teraz czuję się jeszcze gorzej niż jak się obudziłam pierwszy raz. Strasznie bolały mnie nogi, nie wiem dlaczego. Czułam jak coś spływa mi po nodze, udało mi się usiąść i spojrzeć na nogi. To co zobaczyłam było okropne, poniżej kolana miałam szew który ciągnął się wokół całej łydki, a z pomiędzy szwów wypływała stróżka krwi. Czułam ból, ale nie tak ostry jak mógł by być. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ta część nóg poniżej szwów nie należy do mnie! Próbowałam ruszać stopami, albo ugiąć kolana, nie mogłam. Zaczęłam się szamotać, spadłam z tego na czym siedziałam, upadek był bolesny, najwyraźniej to była nieco większa wysokość niż myślałam.
Podczołgałam się do lampy i ją odepchnęłam, ta oświetliła nieco resztę pomieszczenia. Całe było wyłożone błękitnymi, ale zabrudzonymi kafelkami. W powietrzu unosił się gryzący zapach chloru. Było tu nieprzyjemnie jak na sali operacyjnej, tylko bardziej niechlujnie. Powiodłam wzrokiem po podłodze, moją uwagę przykuła stróżka krwi. Myślałam, że może to moja krew, w końcu z rany leciała mi krew, ale tej na podłodze było znacznie więcej. Podczołgałam się do źródła krwi.
W ogromnej kałuży krwi leżało poćwiartowane ciało mojej przyjaciółki. Nim odwróciłam wzrok zauważyłam, że brakuje jej połowy nóg. Zrobiło mi się niedobrze. Od razu chciałam uciekać, ale nie mogłam się ruszać na tyle sprawnie. Odczołgałam się jak najdalej od ciała Kingi. Wtedy ktoś wszedł do pomieszczenia. Usłyszałam ciche i radosne gwizdanie. Podszedł do stołu na którym wcześniej leżałam i coś powiedział bardzo cicho, coś chyba "Nie ładnie". Zaczął rozglądać się i chyb a mnie zauważył. To był mężczyzna w średnim wieku, miał no sobie biały, ochlapany krwią fartuch, ręce trzymał za plecami, miał poważną minę. Szedł w moim kierunku. Zaczęłam krzyczeć, ale on nie zwracał na to uwagi, wiedział, że mu nie ucieknę. Kucnął na przeciwko mnie, zaczęłam błagać. Ale zdążył wbić mi coś w ramię. Wtedy znów urwał mi się film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz