Od niedawna pracuję w kostnicy. Według mnie jest to przyjemna praca, jest cisza, spokój. Lubię taką atmosferę. Jedyną, żywą, osobą jaka mi towarzyszyła to mój szef dr.Wethert. Mój szef to dosyć wesoły człowiek, mimo tego iż od 34 lat pracuje jako lekarz od trupów. Zawsze kiedy nie mamy za bardzo co robić zagaduje do mnie jakimś żartem, albo opowiada jakąś wesołą historię. Dzięki niemu naprawdę szybko przystosowałem się do tej pracy, a może na starość będę podobny do niego?
Ostatnio trafiło do nas sporo ciał z morderstw i samobójstw. Nie było to typowe, gdyż zazwyczaj nie mamy tak poważnych spraw. Dr.Wethert był dość zaniepokojony wzrastającą liczbą zgonów. Najtrudniejsze zadanie mieliśmy kiedy musieliśmy dokonać sekcji zwłok w krytycznym stanie. A moim zadaniem jest doprowadzanie takich właśnie denatów do ładu. Niestety ostatnimi czasy miałem pełne ręce roboty. Trafiały do nas ciała kobiet, z badań wynikało iż przed śmiercią były brutalnie zgwałcone, często bite. Mężczyźni których zwłoki do nas przywożono również nie mieli łatwo przed śmiercią. Czasem naprawdę mnie to zasmucało.
Ostatnio doktor musiał wyjść z pracy wcześniej, chociaż to on zazwyczaj zostawał dłużej. Ja natomiast miałem przygotować dwóch denatów do jutrzejszych sekcji, oraz wypełnić papiery, których nie zdążył uzupełnić mój szef. Nie było to dla mnie nic wielkiego, tylko chwila dłużej w pracy, nieco więcej spokoju od żywych ludzi. A i tak nie miałem innych planów na wieczór...
Robota szła szybko, nie męczyło mnie to, nawet włączyłem sobie muzykę. W sumie wtedy lepiej się pracuje. I wtedy muzyka się wyłączyła i zaczęło szumieć. Kurde, serio się wystraszyłem, ale nic się nie stało kiedy z powrotem włączyłem słuchaną przeze mnie wcześniej stację. Więc schowałem jedno ciało w chłodni i zająłem się kolejnym. Z nudów już tańczyłem do lecącej rockowej muzyki, a jeszcze miałem do zrobienia papierkową robotę. Zadzwonił telefon, zostawiłem na chwilę zwłoki na stole i poszedłem do gabinetu doktora by odebrać, jednak nikt się nie odzywał. Cóż pewnie pomyłka, albo coś. Wróciłem do stołu, zwłok nie było. Pomyślałem, kto robi sobie jaja? Ale to nie mógł być żart. Boże jak się wystraszyłem kiedy radio ucichło.
Rozglądałem się nerwowo po kostnicy, nie było tutaj nikogo po za mną. Więc gdzie jest to ciało? Z powrotem poszedłem do gabinetu, chciałem zadzwonić po doktora, ale nie odbierał. Załamałem się, co ja teraz napiszę w raporcie? Że zgubiłem zwłoki?! I wtedy usłyszałem kroki na posadzce. Sprawdziłem co lub kto się teraz znajdował w kostnicy. Stała tam blada postać chwiejąc się na nogach i wpatrując we mnie martwymi oczyma. Chyba się zlałem w gacie kiedy zobaczyłem moje zaginione zwłoki gapiące się na mnie. Chciałem uciec, ale kiedy się odwróciłem...
...w drzwiach do kostnicy stał dr.Wethert. Stał i nie chciał mnie przepuścić. Zaczął się na mnie patrzeć z uśmiechem, który wyglądał nad wyraz groźnie. Chciałem uciec, ale ożywione ciało denata przypatrywało mi się. Bałem się, a doktor kojącym, spokojnym głosem powiedział idąc w moją stronę: "To już koniec naszej współpracy, zbyt dużo widziałeś chłopcze". Wtedy urwał mi się film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz