wtorek, 19 marca 2013

Nawiedzone studio

  Wynajęłam małe studio, tak w sumie to raczej jest to trzypokoleniowe mieszkanko, ale ja przerobię je na salon tatuażu i piercingu. Wreszcie udało mi się odłożyć na tyle pieniędzy żeby kupić sprzęt i wynająć lokal. Co prawda miesięczna kalcja za moje nowe studio nie wynosi za dużo, a kiedy spytałam czemu tak okazyjnie chcą wynajmować ten lokal, nikt mi nie odpowiedział. Cóż nie przejęłam się tym wtedy. Cieszyłam się, że dzięki niedużym kosztom będę mogła wreszcie zająć się tym co kocham.
  Codziennie po pracy, na początku dorabiałam jeszcze w innym miejscu, przyjeżdżałam do studia i pracowałam przy wykończeniu wnętrza. Chciałam by było oryginalnie, nie za mrocznie ale też nie chciałam by było zbyt kolorowo. Ściany pomalowałam na fioletowy i szary. Całkiem ładnie to wyszło jak na moje, niedekoratorskie oko. Na ścianach wywieszałam moje autorskie prace i zdjęcia tatuaży jakie już zrobiłam. Na zdjęcia miałam dwie duże tablice korkowe, żeby móc łatwo aktualizować swoje prace. I tak codziennie dodawałam jakiś element. Ostatecznie przywieziono mi też sprzęt, fotel do tatuowania, półki na tusz i tak dalej.


  Po około miesiącu miałam w miarę przystosowane studio. Bywałam tam po parę godzin, najdłużej chyba 3 lub 4. Wtedy jeszcze nie przyjmowałam klientów więc nie musiałam tam spędzać dużo czasu, to też nie zauważyłam dziwnych rzeczy które się tam działy.
  Studio miało swoje wielkie/małe otwarcie po dwóch miesiącach od wynajęcia lokalu. No cóż pechowo wyszło, że nie wcześniej, ale i tak byłam bardzo szczęśliwa z powodu mojego własnego salonu. Wszystko było przygotowane i zapięte na ostatni guzik. Pierwszego dnia pracy miałam tylko trzech klientów. Jedna dziewczyna chciała kolczyk w nosie, więc szybka sprawa i mogła iść do domu. Kiedy wychodziła wyglądała na przygnębioną, miałam nadzieję, że to nie przeze mnie. Następnie przyszło dwóch facetów, chcieli jakieś proste tatuaże. Kiedy wychodzili też byli przygnębieni. Wydało mi się to dziwne, ale uznałam, że to zapewne z powodu zmiany pogody, gdyż zrobiło się szaro i ponuro.
  Tamtego dnia zostałam w salonie trochę dłużej. Chciałam porobić trochę projektów, popracować nad stroną internetową dla mojego interesu. Zanim wzięłam się za siedzenie przy laptopie jeszcze chwilę układałam zdjęcia tatuaży na tablicach. Wtedy było już ciemno, i zaczęło padać. Niedługo trwało nim deszcz zamienił się w burzę. I wysiadł prąd, więc siedziałam po ciemku. Zaczęło grzmieć i błyskać. Więc co jakiś czas pomieszczenie rozświetlał kilkusekundowy blask. I zauważyłam, że zdjęcia z tablic po prostu spadają, a rysowane przeze mnie portrety mi się przyglądają. Nie wiedziałam czy mam się bać, czy uznać winną moją wyobraźnię.
  Ostatecznie uznałam, że to wyobraźnia i za dużo horrorów. Kiedy włączyli prąd poszłam do komputera. Zaczęłam kopiować i obrabiać zdjęcia, opisywać mój salon, usługi i tym podobne. Strasznie mozolna praca. Oczy mnie już piekły kiedy sprzęty zaczęły po prostu świrować. Maszynka włączała się i wyłączała, automat w fotelu też zaczął świrować. Zaczęłam się wkurzać, w końcu to nowe sprzęty, praktycznie nieużywane. Specjalnie wybiłam korki w lokalu. Nie pomogło sprzęty dalej działały. Wtedy się wystraszyłam. Zaczęłam sprawdzać czy kogoś tu nie ma, czy ktoś sobie nie robi ze mnie jaj. Ale byłam tutaj całkiem sama.
  Spojrzałam przez okno i zobaczyłam kogoś przechodzącego się w deszczu. Okej, nie przejęłam się, w końcu są ludzie którzy lubią taką pogodę. Ale po chwili dotarło do mnie, że mam lokal na piętrze, więc jakim cudem ta osoba była na wysokości okna?! Spojrzałam na tego człowieka, a on odwrócił się do mnie przodem i zbliżał się do okna. Ja odruchowo się cofałam, aż wpadłam plecami na ścianę, a ten człowiek o trupio bladej twarzy stał na wprost mnie, opierając dłonie o szybę. Serce wręcz chciało wyskoczyć mi z piersi. I wtedy ta osoba znikła. Kamień spadł mi z serca.
  Do drzwi ktoś zapukał, wtedy to dopiero się wystraszyłam, już chciałam uciekać, ale do środka weszła moja przyjaciółka. Uspokoiłam się i opowiedziałam jej o tym całym zdarzeniu. Najpierw mnie po prostu wyśmiała, ale po tem uznała, że warto by było poszperać w internecie czegoś w związku z tym budynkiem. I znalazłyśmy pewną niepełną informację, iż jakieś 5 lat temu właścicielka kamienicy w tym pokoju zabiła chłopaka, tak od niechcenia. Nikt nie wiedział tak naprawdę czemu to zrobiła. Zamknęli ją w psychiatryku, a tam zmarła po niepełna pół roku. Prawdopodobnie to ja widziałam za oknem.
  Jednak nie zrezygnowałam z prowadzenia salonu, przeniosłam go tylko do innego, droższego lokalu z dala od tej przeklętej kamienicy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz