czwartek, 4 lipca 2013

Spacery po zmroku

  Ostatnio kupiłem psa. W końcu mieszkam sam, a mieszkanie sam na sam ze sobą w małym mieszkanku jest męczące i nudne. Ale do rzeczy, mieszkam na ponurym osiedlu, a teraz dzięki mojemu psiemu towarzyszowi częściej wychodzę na spacery. Niestety spacery są konieczne także wieczorami gdy na dworze jest naprawdę nieprzyjemnie. 
  Na moim osiedlu kręci się sporo pijaków i nieogarniętych kiboli, którzy są gotowi do bójki zawsze i wszędzie. Mój pies natomiast nie jest zbyt "bojowym" zwierzęciem, toteż nie mam co liczyć na większą obronę z jego strony. Ostatnio mój pupil, nazywa się Radar, coraz chętniej wychodzi na wieczorne spacery, zazwyczaj zaczyna drapać drzwi około godziny 23 i nie daje spokoju dopóki go nie wyprowadzę. Więc bez marudzenia zabieram go na nocny obchód bloków, oczywiście ja za tym nie przepadam. Jednakowoż parę ostatnich spacerów było inne niż zawsze. 

  Na osiedlu panowała głucha cisza, nie wiem jak to wyjaśnić ale nie było słychać trzaskanych butelek, głośnych rozmów jakichś meneli przy rozwalonym płocie, po prostu nic. Ale mimo tego Radar cały czas węszył i chodził niespokojny, jak by coś kręciło się w okolicy, ale bynajmniej nie chodziło mu o człowieka, nigdy nie reagował na ludzi w ten sposób. Na moje nieszczęście nie przejmowałem się tym i zbywałem ostrzeżenia ze strony psa. Uznałem, że jakiś bezpański pies lub kot kręci się gdzieś w krzakach, a Radar po prostu chce go pogonić. 
  Na ostatnim spacerze mój pupil był agresywny, to było gdzieś koło 20 jak zaczynało robić się ciemno. Zabrałem go wtedy na dłuższy spacer żeby trochę ochłonął. Ale on nie dawał za wygraną, cały czas się szarpał i ujadał w stronę gdzie zawsze siedziała grupka osiedlowych pijaków. Nie wydawało mi się żeby tam siedzieli, w końcu resztki z rozpadającego się domu zostały przeznaczone do rozbiórki. Radar jednak wciąż ciągnął mnie w tamto miejsce. Ostatecznie dałem za wygraną i dałem się tam zaciągnąć. 
  Pies zatrzymał się w krzakach tuż przed miejscem gdzie zawsze siedzieli Ci menele. Nie było ich tam, ale dzięki Bogu, że pies wybrał miejsce z którego nie było nas widać, bo to co zobaczyłem potem było co najmniej nienormalne i nieprawdopodobne. Zza rogu ruiny wyszło trzech jakże ucieszonych facetów z flaszkami w rękach, po dwie na głowę. Rozsiedli się niedaleko miejsca gdzie stałem ja z Radarem. Nie zauważyli nas. Mężczyźni otwierali butelki, gadali i się śmiali. Wtedy zza rogu wyłoniła się jakaś sylwetka, wydawało mi się, że to ostatni z facetów, zawsze było ich czterech. 
  Ale się pomyliłem. Zza  budynku wyszła obrzydliwa postać, łudząco przypominająca wilkołaka z powieści J.K.Rowling. Aczkolwiek było jeszcze brzydsze i całe umazane krwią, coś trzymało w pysku. Gdy podeszło do światła roztrzaskanej lampy zrozumiałem, że w pysku stworzenia jest ludzka ręka z której kapała krew. Już wiedziałem co się stało z czwartym mężczyzną. Cóż stwór chyba nie był zbyt wybredny, ale wtedy gdy się mu przyglądałem nie myślałem o tym, chciałem uciec, ale byłem zbyt sparaliżowany strachem. Nie umiałem się poruszyć, po za tym potów by mnie usłyszał gdybym tylko zaszeleścił liśćmi. Wolałem nie ryzykować. 
  Nie potrafiłem odwrócić wzroku, a coś co przypominało wilkołaka szło w stronę trzech nawalonych gości. Domyślałem się co stworzenie chce zrobić, najeść się. Chyba jeden człowiek to za mało. Potwór szedł powoli, chwiejąc się na dziwnie wykrzywionych nogach. Był mocno zgarbiony, przednie "ręce", albo raczej łapy miał wyciągnięte przed sobą. Wypluł z psyka obszarpany z mięsa kikut. To było obrzydliwe, ale nie tak jak to co widziałem potem. 
  To coś rzuciło się na mężczyzn, a ci nie byli zbyt trzeźwi, nie wiedzieli co robić. Zaczęli krzyczeć kiedy stwór złapał jednego z nich i zaczął szarpać jego ciało. Krew zaczęła tryskać potężnymi strumieniami z rozerwanej tętnicy, ciało jeszcze chwilę drgało, po czym całkowicie ustało. Wtedy zwierze zaczęło rozszarpywać zwłoki na kawałki, obgryzało mięso z kości, a gdy na to patrzyłem było mi coraz bardziej niedobrze. Stworzenie jednak nie myślało by przestać, nim skończyło swój posiłek rzuciło się na kolejnego zdezorientowanego faceta. Odgryzło mu głowę, a z szyi trysnęła krew która pozlepiała całe paskudne futro potwora, który odrzucił na bok ciało i zaczął biec za uciekającą ostatnią ofiarą. 
  Nie trwało długo nim go dopadł, potwór był szybki, a facet pijany. To stworzenie nie było chyba zadowolone z faktu, że pokarm chciał mu uciec więc rozszarpał ciało na małe kawałki i zostawił. Wnętrzności leżały rozrzucone na ziemi, serce denata wylądowała tuż obok mnie. W tamtym momencie świat stał się niewyraźny, czułem iż zaraz zemdleje. Ale wtedy wilkołakopodobne stworzenie obróciło głowę w moim kierunku. 
  Nigdy nie zapomnę tych paskudnych czerwonych ślepi wpatrzonych we mnie. Byłem sparaliżowany strachem, nie mogłem się poruszyć, a stwór szedł w moją stronę. Wtedy Radar zaczął szczekać i wyrwał mi się ze smyczy. Biegł w stronę stronę potwora, a ten się zatrzymał. Ja nie myślałem po prostu zacząłem uciekać. Słyszałem pisk mojego przyjaciela, warczenie i jakieś inne dźwięki których wolał bym nie pamiętać. 
  Dotarłem do domu, stworzenie mnie nie goniło, albo nie dogoniło. Ale żałuję, że Radar nie żyje, albo raczej jestem tego pewny, był zbyt mały, zbyt słaby, żeby pokonać tę bestię. Mimo, że tęsknię za moim pupilem i wciąż mam malutką nadzieję, że wyszedł z tego cało. Za bardzo się boję by wyjść z domu, chyba już nigdy nie wyjdę stąd po zmroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz